Martyna i Artur Dyjecińscy – świadectwo z OR I Śnieżnica

 

 

Ps.131 “Panie moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe…”

 

            Jechaliśmy na Śnieżnicę z dużymi nadziejami i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie zostaliśmy zawiedzeni. Bóg i Jego łaska bardzo mocno działała przed, w trakcie i po pobycie na rekolekcjach. Pokonaliśmy dużo trudności, oragnizacyjnych i czasowych, żeby tam pojechać. Od dłuższego czasu naszemu małżeństwu potrzeba było odnowienia, świeżego tchnienia Ducha Świętego. W życiu codziennym było dużo zabiegania, a mało wzajemnej komunikacji. Rekolekcje stworzyły taką możliwość. Poprzez sporą ilość modlitw, codzienną Eucharystię, odnowienie sakramentu małżeństwa oraz dialog małżeński Bóg prowadził nas coraz bliżej do siebie.

            Z początku nie było nam łatwo się otworzyć. Pan dotknął nas dopiero gdzieś 3-4 dnia rekolekcji, wówczas pełniej uświadomiliśmy sobie po co tutaj przyjechaliśmy: aby pogłębiać relację z Bogiem, relację małżeńską oraz relację z naszymi dziećmi.

Artur: Odnowienie przyrzeczeń małżeńskich, wyznanie Jezusa jako Pana i Zbawiciela naszego życia, życia już nie w pojedynkę ale razem z Nim w rodzinie, to nie mogło nie skruszyć mojego twardego serca. Przy całym indywidualistycznym podejściu do życia i wiary zrozumiałem jak ważna jest wspólna modlitwa z żoną, kontempalcyjna lektura Słowa Bożego. I powiedziałem sobie, że już nigdy nie oddam szatanowi tak łatwo pola do działania, nie dam zniszczyć tego dzieła w moim sercu.

Martyna: Razem zapragnęliśmy prawdziwej obecności Jezusa w naszej rodzinie. Nie tak jak do tej pory na „pół gwizdka”, ale w pełni przeżywać każdy dzień, każdą radość i troskę z Nim. Zapragnęliśmy Jego mocy i działania pośród nas.

Artur: Bardzo przeżyłem dialog małżeński, nie myślałem, że tak dużo jeszcze mam do powiedzienia mojej żonie i że jest ona dla mnie wciąż nieodgadnioną osobą. Doświadczyłem  podczas tego dialogu mocy Ducha Świętego. Za owoc rekolecji uważam też fakt podpisania Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, którą podjąłem na całe życie w intencji mojego ojca.

            Przyroda, która sama przychodziła pod nasze drzwi domu oraz całe bardzo dobre przygotowanie organizacyjne sprawiało, że nie trzeba było się o nic troszczyć jak tylko słuchać Boga, który przychodzi i chce działać w naszym życiu.

            Pokusy lenistwa duchowego pojawiły się zaraz po powrocie do domu. Jednak ufamy, że teraz ster naszego życia jest w najlepszych rękach, rękach Boga. Jest to właśnie największy owoc tych rekolecji. Tam naprawdę działy się cuda…

 

Martyna i Artur Dyjecińscy