OR II Wisła, 4-20.08.2012 – świadectwa

Nasza droga do Domowego Kościoła nie była typowa. Włączyliśmy się kilka lat temu, będąc wiekowo w górnej strefie stanów średnich i mając dorosłe dzieci. Moment zaproszenia był dla nas wyraźnym znakiem od Pana. Tak to rozpoznaliśmy, odpowiedzieliśmy i trwamy. Nie przychodzi nam to łatwo, a szczególnie trudne są wyjazdy rekolekcyjne. Bierze się to po pierwsze z naszej sytuacji rodzinnej – pod naszą opieką jest Piotr, brat Ani i trudno go zostawić na dłuższy okres czasu. Po drugie nie jesteśmy zbyt towarzyscy i najlepiej czujemy się  w gronie rodzinnym. Wreszcie – po trzecie – różnica wieku i to, że nie ma z nami dzieci powoduje, że na ogół stoimy z boku i otwieramy się bardzo powoli. Z takim nastawieniem jechaliśmy i na te rekolekcje.

Raczej z obowiązku, niż z entuzjazmem, choć Pan zadbał dla nas o komfortowe warunki – przyjechały wszystkie rodziny naszego kręgu, a Piotr został pod opieką naszych dzieci, w dodatku jesteśmy w górach, po których bardzo lubimy chodzić. Początki były trudne. Wyczekiwaliśmy na wolny czas, żeby „wyrwać się” choć na chwile na szlak i pobyć tylko ze sobą. Ale w następne dni stwierdziliśmy, że chętnie wracamy z górskich wycieczek na kolejne punkty programu. Liturgia i zgłębianie tajemnicy Paschy to tematy ciekawe poznawczo i kluczowe w naszym życiu chrześcijańskim. Ważnymi momentami były Droga Krzyżowa i Exodus, wspólne przeżywanie, trudy wędrówki i wzajemna pomoc. Czuło się, że jesteśmy razem i że wśród nas jest Pan. To jest dla nas ważne przeżycie, bo mimo, że przed laty wycofaliśmy się z różnych ruchów religijnych i postanowiliśmy realizować tzw. „tradycyjny” model życia chrześcijańskiego, to z czasem okazało się, że brakuje nam wsparcia, jakie daje wspólnota. Choć zasadniczym tematem biblijnym dwójki było wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej i nasze z niewoli grzechu, to dla nas ważne okazało się odkrycie analogii powołania Mojżesza ze zdarzeniami z naszego życia. Różne wspólnoty, trochę szamotania się i polegania na sobie to 40 lat w Egipcie. „Tradycyjne” chrześcijaństwo – mała stabilizacja z tendencją spadkową to kolejnych 40 lat na pustyni i wreszcie Domowy Kościół – po ludzku patrząc – spóźniony, bo dzieci już wychodzą z domu. Nie do końca rozumiejąc czemu my, odpowiadamy Panu – TAK.

A.A. Konieczni
Rejon Nadwiślański

 

Przyjechałam tutaj z radością, gdyż czułam się jak wędrowiec, który z trudów pustyni wkracza na oazę. Ponownie uporządkowałam swoją hierarchię wartości, w której Bóg jest na pierwszym miejscu, a następnie mąż i dzieci. Wcześniej praca i pieniądze były bardzo wysoko. Na jednym Namiocie Spotkania otrzymałam Słowo, aby nie troszczyć się o to, co nie jest chlebem i nie nasyci. Mam także nowe spojrzenie na Eucharystię, która jest szczytem i źródłem chrześcijańskiego życia. Sądzę, że przeżywam Eucharystię głębiej, wiedząc jakie jest znaczenie znaków i aktów, które się podczas niej dokonują. Odkrywcze jest dla mnie to, że Ciało Pana Jezusa jest nie tylko odniesieniem do rzeczywistości duchowej i nadprzyrodzonej, ale realnym, fizycznym pokarmem, który Pan Jezus zostawia, byśmy Go spożywali. To wspaniałe, że w tak prosty dla człowieka sposób, możemy Boga przyjmować jednocześnie w wymiarze duchowym, jak i cielesnym. Gdy przyjmuję Ciało Pana Jezusa, Ono uzdalnia mnie do dawania siebie, tak jak On oddał się nam. Uzdalnia do wyjścia z niewoli – grzechów, zniewoleń, ograniczeń, do pełnienia Jego woli.

Aneta (i Robert) Dyczkowscy
Rejon Pruszkowski

 

„Eucharystia – manną Ludu Bożego. Szukajmy Jego sprawiedliwości, w wszystko inne będzie nam dodane.”

Do Domowego Kościoła należymy krótko, bo tylko rok. Pan powołał nas przez naszego animatora. Zaczęliśmy od rekolekcji I stopnia. Przez cały rok zastanawialiśmy się, czy jest to na pewno dla nas, bo nie znamy Pisma Św., nie potrafimy pięknie mówić (jak Mojżesz)… itp. W czerwcu zostaliśmy wybrani parą animatorską i wtedy zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, że chyba tak musi być, że Bóg chce od nas czegoś więcej, chce, abyśmy uczyli się Go i trwali z Nim. Na rekolekcje też mieliśmy nie jechać, bo wyjątkowo w tym roku nie pokryły się nam z mężem terminy urlopów. Okazało się jednak, w ostatniej niemalże chwili, że jednak wspólny urlop jest możliwy. Uradowana zaczęłam szukać miejsca. Znalazłam właśnie tu, w diecezji warszawskiej. Wszystko poukładało się samo tzn. tak jak zaplanował dla nas Bóg.

Rekolekcje II stopnia w Wiśle uświadomiły mi, że droga, na którą weszliśmy, jest drogą, którą oświetlił nam Bóg – tą właściwą i że nie ma sensu kombinować i zastanawiać się, jak to czynił Mojżesz: Czy to ja? Czy potrafię? Przecież nie umiem pięknie przemawiać… Myślę, że najwyższa pora wreszcie podnieść głowę, wziąć do ręki Pismo Święte i z nim dalej iść przez życie. To w nim zawarte jest wszystko, co chrześcijanin powinien wiedzieć. Wiedzieć i rozumieć. No właśnie. Kiedy czytam fragmenty Pisma Świętego niestety nie rozumiem… Dobrze było więc słuchać księdza Grzegorza, kiedy tłumaczył przeczytany tekst w dostępny sposób, wtedy mogłam z większą łatwością wchodzić w to Słowo.

Za to wszystko, czego doświadczyłam każdego dnia na rekolekcjach dziękowałam Panu swoim śpiewem. Kiedy śpiewam, wtedy najbardziej czuję łączność z Bogiem. Wtedy osiągam szczyt swojej modlitwy i bardzo ją przeżywam, choćby nawet w śpiewanych psalmach. Podczas rekolekcji śpiew miał dla mnie znaczącą rolę, pomagał mi w skupieniu się na modlitwie. Bardzo cenne były dla mnie uwagi muzycznego Piotra na temat śpiewu – głównie w psalmach, na pewno będę o nich pamiętać, kiedy wrócę do swojej parafii.

Wzruszyłam się kiedy swoje świadectwo dawali Ewa i Tomek. Mi ciągle brak odwagi, żeby powiedzieć, co czuję.

Rekolekcje uświadomiły mi (choć tak naprawdę o tym wiem), że nie jestem idealna, że w moim życiu, na mojej drodze są ludzie, od których uciekam, bo mnie skrzywdzili lub mnie po prostu denerwują. Postanowiłam, że po powrocie muszę odbudować moją relację z tymi ludźmi, że muszę naprawić to, co odkładam na potem. Myślę, że to potem właśnie nastąpiło. W sposób wyjątkowy przeżyłam spowiedź świętą. Poczułam się po niej lekko. Cały czas czułam silną obecność Boga we wszystkim, co się tutaj działo. Jak niezwykłe jest to, że to właśnie mnie wybrał Bóg i kazał przyjechać do Wisły. On wszystko wie. Wie, że potrzebuję Jego pomocy i pomaga mi. Daje tyle dobra… Pozwala mi być przy Nim, cały czas mi przebacza i daje Siebie.

Po tych rekolekcjach mam pragnienie, dojrzałam do tego, żeby dać świadectwo w naszej diecezji – o tym, co teraz czuję, ile zrozumiałam i gdzie jest moje miejsce, co powinnam robić, którą droga iść. I o tym jak Pan wprowadził nas na tę drogę – DROGĘ DOMOWEGO KOŚCIOŁA. Chwała Panu!

Ania (i Sławek) Błaszczak
Diecezja lubelska

 

W Domowym Kościele jestem od niemal 4 lat, przez pierwsze dwa lata nie wyjeżdżałem jednak na rekolekcje. W zeszłym roku byliśmy z żoną na I° Oazy, teraz wzięliśmy udział w II°. Po przeżyciu tego stopnia muszę bezwzględnie stwierdzić, że rekolekcje są niemal koniecznością, by dobrze przeżywać rok formacyjny i lepiej skupiać się na danych przez Pana zadaniach w codzienności. Dużo dała mi szkoła liturgii. Wprawdzie jestem teologiem i liturgikę miałem na studiach, ale z trójką w indeksie mogę powiedzieć, że jest to temat, który wciąż muszę sobie powtarzać i utrwalać. Inne treści, np. z homilii księdza, były dla mnie zupełną nowością i odkryciem, pozwalającym dostrzec potencjalne szanse w dawaniu Chrystusa innym. Podczas Dnia Wspólnoty przez moment żałowałem, że nie byłem nigdy w Oazie młodzieżowej i nie mogłem przeżywać tych wszystkich wzruszeń, jednak i tu, w Domowym Kościele, miałem możliwość wczuć się emocjonalnie w spotkanie z Panem Jezusem i współmałżonkiem, np. podczas modlitwy współmałżonków przed Najświętszym Sakramentem. Także modlitwa wstawiennicza dostarczyła mi wielu wzruszeń, pozwoliła poczuć moją wartość w oczach bliźnich i Boga. Wiele dobrych, ważnych rzeczy usłyszałem też na temat animowania kręgu, co z pewnością przyda się w późniejszych latach. Wyjeżdżam z tych rekolekcji umocniony, z nową siłą do działania i z mocnym postanowieniem o nieopuszczeniu rekolekcji w przyszłych latach.

Mateusz (i Ola) Gajek
Rejon Północny