Mini

   … i trzecia, choć oczywista, jednak warta przypomnienia.
  Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że członkowie Domowego Kościoła czerpiąc z charyzmatu Światło-Życie umiłowali liturgię zwłaszcza eucharystyczną i należycie ją wartościują, jako szczyt i źródło życia Kościoła1. Czcigodny Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki pośród dziesięciu „wielkich charyzmatów” Ruchu wymienia „dar zrozumienia i przyjęcia pełnej i autentycznej liturgii odnowionej przez II Sobór Watykański (…)”. Zaznacza, że do „budowania żywego Kościoła” [sic!] przyczyniamy się przez „kształtowanie żywych zgromadzeń liturgicznych w oparciu o wierność wobec słowa Bożego i poprawnie odczytane znaki liturgiczne”2.
   Ten przydługi wstęp miał tylko przypomnieć, że sprawa liturgii – poznawanie jej piękna, rozumienie i świadome przeżywanie oraz wierność nie są w Domowym Kościele czymś dodatkowym, czy drugorzędnym, względnie czym zajmiemy się dopiero na OR2. Przechodząc do rzeczy: oczywista uwaga dotyczy znanej zasady jedności znaku. Zgodnie z tą zasadą, gdy uczestniczymy we Mszy Świętej we wspólnocie lokalnej – parafii, co ma miejsce w niedziele i uroczystości w czasie naszych oaz, przyjmujemy postawy i gesty zadomowione w tej wspólnocie, nawet jeśli wydaje nam się, że wiemy lepiej czy należałoby np. stać, czy klęczeć. Podobnie, choć pochodzimy z różnych parafii i lokalnych tradycji, na oazie wyrazem jedności naszej wspólnoty, jest zgodne przyjęcie tych samych postaw według ustaleń diakonii oazy z decydującym głosem księdza moderatora. Jednym z takich miejsc w liturgii wymagających określenia jest postawa przy Komunii Świętej. Gdy jedni klęczą, drudzy przyklękają, a inni stoją – taka dowolność postaw (choć formalnie możliwa) słabo świadczy o jedności. A łatwo to zmienić nie upierając się przy swoim.
   Teraz dwie uwagi, które jakby nam umykały, a czasem traktowane są tylko emocjonalnie, więc postaram się odnieść merytorycznie.
   Msza Święta sprawowana w małej wspólnocie oazy rekolekcyjnej stwarza dobrą okazję do wdrażania w posługę ministrantów w ramach liturgicznej służby ołtarza. Tu łatwiej się ośmielić i nauczyć wypełniania pewnych funkcji ministranta (nawet na błędach), również przez tych, którzy nigdy jeszcze ministrantami nie byli. Bywa, że chłopcy mogą wykazać się większą wprawą niż ich ojcowie. Nie byłoby jednak dobrze, gdyby ojców wyręczali. Raczej pierwszeństwo mają ojcowie, choć i dla chłopców znajdzie się miejsce; niektórzy z nich może właśnie dzięki oazie z rodzicami zachęcą się do dołączenia później do grupy ministrantów w swojej parafii.
   Zdarzało mi się nieraz być świadkiem ubierania w komżę bardzo małych chłopców w imię owej zachęty, faktu, że „on już bardzo chciał”, „robi to już przecież w parafii”, opanowania dziecka – „bo będzie siedział przy tacie”, czy zachwytu rodziców nad „ministrancikiem”. Trzeba jasno powiedzieć, że to nieporozumienie i wskazać na proste wyjaśnienie ks. Franciszka Blachnickiego. W swojej pracy „Pedagogia ministrancka”, którą pierwotnie napisał jako Krajowy Duszpasterz Służby Liturgicznej w formie podręcznika, podaje poniższe wskazania:
   „Zarówno z punktu widzenia psychologicznego, jak i liturgicznego należy odrzucić przyjmowanie do grona ministrantów tzw. maluchów, czyli dzieci przedszkolnych. Wynika to jasno z racji podanych powyżej, a ponadto oznacza to jakąś infantylizację służby Bożej, co nie jest zgodne z powagą i z duchem liturgii”3Wcześniej napisze bardzo wyraźnie: „Pierwsza Komunia św. co do swego istotnego sensu jest aktem wprowadzania dziecka w życie publiczne parafii i Kościoła. Przed tym momentem dziecko bezwzględnie nie powinno spełniać żadnej publicznej funkcji w zgromadzeniu wiernych, a taką funkcją jest każda służba liturgiczna sprawowana przez ministrantów”4.
   W tym duchu w późniejszym Liście DK nr 23 przeczytamy w jego artykule, że „tzw. pierwsza komunia święta (…) to moment przyjęcia dziecka do pełnego uczestnictwa w życiu wspólnoty Kościoła lokalnego, dopuszczenie do wspólnoty stołu eucharystycznego po osiągnięciu pewnego etapu dojrzałości”5.
   Podsumuję krótko – warto czytać i słuchać się Założyciela; zamiast niecierpliwości docenić czas oczekiwania i dojrzewania. Dobrze przeżyta tęsknota może poszerzać serce.
   Ostatnie zjawisko domagające się zrozumienia to praktykowane już nawet na oazach błogosławienie dzieci (najczęściej na czole) w trakcie rozdzielania Komunii Świętej. Wślizguje się ten znak coraz powszechniej. Bywa, że rodzic podstawia uśmiechnięte niemowlę albo już przyzwyczajone dziecko podchodzi z rodzicami i jeden palec kładzie na ustach, a gdy ksiądz wydaje się nie rozumieć, drugim wskazuje swe czoło. I zanosi się na to, że tylko niedobry ksiądz odmówi dziecku błogosławieństwa… Można o sprawie dyskutować, zapewne, ale jaką przyjąć postawę powinniśmy wiedzieć. Jakiś czas temu ks. Marcin Loretz wspomniał, że czytał oficjalną wypowiedź watykańskiej kongregacji w tym temacie. Okazało się, że wcale nietrudno ją znaleźć. Podsekretarz Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów – o. Corrado Maggioni, napisał: „W odpowiedzi na list, w jakim prosił mnie Ojciec o opinię dotyczącą zwyczaju robienia znaku krzyża na czole wiernych (dzieci i dorosłych), którzy nie mogą przystąpić do komunii eucharystycznej, przypominam, iż podczas Eucharystii nie należy wprowadzać gestów i słów nieprzewidzianych przez Ordo missae. Dodatkowo zwyczaj ten może wzbudzać – pośród tych samych wiernych – różne opinie, które nie przyczyniają się do tworzenia jedności”6. Warto przytoczyć, jak podsumował zagadnienie ks. Piotr Spyra, Sekretarz Wydziału Duszpasterstwa Ogólnego Kurii Diecezjalnej w Zamościu: „Jeśli duszpasterze pragną indywidualnie błogosławić dzieci i dorosłych – odpowiedniejszym momentem, wynikającym ze struktury Mszy Świętej jest pieśń na zakończenie. Przypominamy też o pięknym zwyczaju błogosławienia dzieci przez rodziców, który mogą wykonywać w każdym czasie”7.
   Czy włożyłem „kij w mrowisko” – nie wiem. Skoro dosłownie Rzym się wypowiedział… to może sprawa zakończona (?). Pamiętam czas, gdy nie zgadzaliśmy się ze wskazaniem przyjęcia postawy siedzącej w trakcie procesji z darami. Niektórzy nawet proponowali nieposłuszeństwo. Na szczęście głosy te ucichły i przyjęliśmy decyzję Rzymu z pokorą, za to w jedności z całym Ruchem i z Kościołem. Można nadal dyskutować, ale nie ma się co buntować. A ksiądz jeśli nie dopuszcza ministrancików albo nie błogosławi w czasie rozdzielania Najświętszego Sakramentu, to nie dlatego, że nie lubi dzieci, czy jest za mało liturgicznie elastyczny ;)

elastyczny


1 Por. Charyzmat i duchowość Ruchu Światło-Życie, p. 6.
2 Ks. Franciszek Blachnicki, List z Boliwii w Charyzmat i wierność, Kraków 2022, 64.
3 Ks. Franciszek Blachnicki, Pedagogia ministrancka (Katechetyka szczegółowa. Część 5), Warszawa 2011, 74.
4 Tamże.
5 Ks. F. Blachnicki, W rodzinnym katechumenacie, w Domowy Kościół. Listy do wspólnot rodzinnych, Kraków 2012, Tom 3, 261n.
6 https://diecezja.zamojskolubaczowska.pl/wiadomosci/2477-kwestia-blogoslawienia-dzieci-podczas-rozdzielania-komunii-swietej (dostęp 13 lipca 2023).
7 Tamże.


Jesteś tu:

Serwis wykorzystuje pliki cookies w celach wskazanych w polityce prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies, w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki.

Polityka prywatności