Świadectwo, OR I Czarna Sędziszowska, 6-22.08.2021, moderator - ks. Andrzej Persidok, para prowadząca - Dorota i Witold Kalatowie

Zacznijmy od tego, że na tych rekolekcjach miało nas nie być. Co prawda czekaliśmy na nie półtora roku i z zegarkiem w ręku czuwaliśmy do momentu uruchomienia zapisów, jednak gdy chwila ta nastąpiła nic nie szło już tak, jak planowaliśmy. Zablokowany formularz, pola wyboru bez możliwości zaznaczania, brak przycisków... To sprawiło, że kiedy w końcu udało nam się wysłać zgłoszenie, wylądowaliśmy na liście rezerwowej. Byliśmy zawiedzeni, bo przecież tak długo czekaliśmy, byliśmy tak dobrze przygotowani, żeby zgłoszenie wysłać błyskawicznie, a tu okazuje się, że musieliśmy dostać jeszcze lekcję pokory. Pomyśleliśmy jednak, że jeżeli mamy pojechać na rekolekcje, to pojedziemy. Od tego momentu ze spokojem zaufaliśmy więc Panu. W głębi duszy przekonani byliśmy, że się uda i tak też się stało. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji. Na dzień przed wyjazdem w naszym domu miała miejsce awaria prądu. Nie udało nam się znaleźć jej przyczyny, jednak zdecydowaliśmy się tym nie zajmować, bo wyjazd był dla nas ważniejszy. Pojechaliśmy! Gdy byliśmy już prawie na miejscu, okazało się, że niestety po drodze zgubiłem różaniec, który był dla mnie bardzo ważny. Miałem więc lekkie poczucie smutku. Najważniejsze było jednak, że dojechaliśmy szczęśliwie do Czarnej Sędziszowskiej. Ta bliskość sakramentów, modlitwa i życzliwość ludzi sprawiła, że szybko poczuliśmy się jak w domu.

Trudności przysparzały nam nasze dzieci (mamy ich trójkę), które dawały nam nieźle w kość od pierwszego dnia. Byliśmy podłamani, bo mieliśmy wrażenie, że wszyscy inni lepiej radzą sobie z małymi dziećmi, mają więcej cierpliwości, lepiej i pobożniej przeżywają rekolekcje. To powodowało między nami napięcia i niekiedy irytację. Jak wiele jeszcze musimy pracować nad naszą cierpliwą miłością. Jak bardzo jest ona jeszcze niedoskonała. Dzięki Bogu wokół nas było wiele osób, z którymi mogliśmy otwarcie o tym rozmawiać i które z tak dużą życzliwością oraz empatią, starały się nam pomóc.

Jedenastego dnia rekolekcji przyszedł czas na dialog małżeński. Jak nigdy wcześniej, postanowiliśmy rozpocząć go słowem Bożym. Bóg ma niezłe poczucie humoru, bo fragment, na który trafiliśmy to Rz 3, 9-20. Popłakaliśmy się ze śmiechu i dzięki temu już na początku dialogu zeszło z nas całe napięcie. W tym momencie żona zaskoczona wskazała mi rękaw swojej kurtki, która wisiała naprzeciwko nas. Znajdował się na nim mój różaniec. Był zawieszony tak delikatnie, że przy lekkim poruszeniu kurtki od razu spadł. Do tej pory nie mamy pojęcia, jak mógł się tam znaleźć, a tym bardziej w jaki sposób mógł wisieć tam tak długo, kiedy nasze dzieciaki jak tornado przewalały się przez pokój, szarpiąc ją wielokrotnie. Czułem, jakbym dostał go od Pana Boga na nowo. To był dzień naszej rocznicy ślubu. W tym samym dniu podjąłem też decyzję o wstąpieniu do KWC. Nigdy wcześniej tego nie rozważałem, bo prawdę mówiąc wyszukiwanie i smakowanie mało znanych rodzajów piwa było moim hobby. Pomyślałem jednak, że skoro Pan Jezus oddał za mnie swoje życie z taką łatwością i miłością, to ja również powinienem być gotowy przynajmniej na taką ofiarę. Tyle razy modliłem się do Boga, aby przejął stery mojego życia, więc ta decyzja była pewnego rodzaju potwierdzeniem, że proszę o to na serio. Musiałem oddać kawałek siebie, w jakiejś części umrzeć i dać się dalej prowadzić, ufając Panu. Nie powiedziałem o tym Kasi, bo wiedziałem, że zrobi wtedy to samo. W końcu od jakiegoś czasu już o tym myślała. Chciałem jednak, żeby jej wybór był niezależny od mojego, żeby nie wynikał z tego, że ja tak zrobiłem, ale z czystej chęci złożenia ofiary z siebie. Kasia finalnie podjęła decyzję dopiero podczas Dnia Wspólnoty w ostatnim momencie i deklarację wypełniła w kościele. O mojej decyzji dowiedziała się dopiero, kiedy dogoniłem ją w szpalerze. Była totalnie zaskoczona i wzruszona. Powiedziała mi później, że jedną z jej intencji było to, żebym też kiedyś do niej dołączył. To był piękny i pełen emocji dzień. Bóg jest świetnym reżyserem naszego życia.

Owoców tych rekolekcji jest o wiele więcej. Dzięki ks. Andrzejowi na nowo spojrzeliśmy na aspekt modlitwy. To było tak bardzo potrzebne nam doświadczenie, które już owocuje. Wydaje się też, że dużo lepiej zaczęliśmy rozumieć Namiot Spotkania, który do tej pory nie funkcjonował u nas najlepiej. Na nowo doceniliśmy również możliwość uczestniczenia w codziennej Mszy Świętej i wieczornej adoracji, gdzie w ciszy można zanieść Bogu wszystkie nasze sprawy. Jak to dobrze, kiedy ma się taką możliwość każdego dnia. To były bardzo ważne dla nas rekolekcje. Dziękujemy dobremu Bogu za wszystkich, którzy te rekolekcje przygotowali, posługiwali i wspierali je modlitwą. Dziękujemy też niesamowitej diakonii wychowawczej, której udało się podczas tej nierównej walki szybko skraść serca dzieci. Bóg Wam wszystkim zapłać.

Chwała Panu!

Katarzyna i Mateusz Winklerowie

Jesteś tu:

Serwis wykorzystuje pliki cookies w celach wskazanych w polityce prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies, w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki.

Polityka prywatności