Świadectwo, OR I Korbielów, 2-16.07.2016, para prowadząca Barbara i Janusz Puzikowie, moderator ks. Paweł Witkowski

Rekolekcje planowaliśmy od pierwszej informacji, że będą prowadzić je Basia i Janusz. Byliśmy bardzo zadowoleni, że udało się nam na nie zapisać i z niecierpliwością czekaliśmy na ich nadejście, ponieważ byliśmy rok wcześniej na rekolekcjach pierwszego stopnia i doskonale wiedziałam, jak będą wyglądały. Po fantastycznych wspomnieniach, uniesieniach duchowych zeszłego roku i ogromnych zmianach w naszym życiu wiedziałam, że będziemy fruwać pół metra nad ziemią.

Pan Jezus miał jednak inny plan. Miesiąc przed wyjazdem okazało się, że nasz syn jest dość poważnie chory i pod znakiem zapytania stanął cały wyjazd. W zasadzie do ostatnich dni nie byliśmy przekonani, czy to słuszna decyzja. Mąż uważał, że to błąd jechać z dzieckiem, które ma leżeć. Ja jednak ufałam, że jak tylko dojedziemy, to będzie lepiej i że niezdecydowanie i brak przekonania mojego męża znikną z chwilą przekroczenia tabliczki Korbielów. Tak się jednak nie stało. Pan Bóg miał inne plany. Niestety obawy i zniechęcenie początkowe mojego męża nabrały na sile zamiast stopniowo mijać. Objawy choroby syna również się nasiliły. Po kilku dniach gorącej modlitwy Przemek przestał się pakować, żeby wrócić do domu. Gdy już wydawało się, że będzie lepiej syn zachorował na „jelitówkę”. Przeleżał 5 dni w łóżku. Mimo moich wyobrażeń, że na dzień wspólnoty pojedziemy razem i pójdziemy razem w szpalerze do złożenia deklaracji Krucjaty pojechałam tylko z córką, mąż został z synem.

Wszystko na rekolekcjach wymagało świadomej decyzji, że wybieram Chrystusa i ufam Jego planom. Synowi ostatniego dnia zniknęły oznaki choroby podstawowej i żołądka. Przez cały dzień funkcjonował jak zdrowe dziecko, myśleliśmy, że już będzie po wszystkim. Niestety, objawy pierwszej choroby pojawiły się znowu i choroba trwa. Moje przyjęcie Chrystusa było bardzo świadomym wyborem. Gdyby nie ufność Jemu, Jego pomoc w momentach mojej słabości i gorąca modlitwa, pewnie nie przetrwałabym rekolekcji. Jezus nauczył mnie, że moje plany nie zawsze są takie same jak Jego, nawet, jeśli dotyczą rekolekcji. Nie zawsze jest łatwo, lekko i przyjemnie, ale ufając Mu wszystko można przezwyciężyć. Po powrocie w wieczornej modlitwie mój syn podziękował Bogu za ten jeden normalnie spędzony dzień. Uczymy się dziękować za otrzymane łaski.

Chwała Panu!

Basia Goljat

Świadectwo, OR II Czarna Sędziszowska, 5-21.08.2016, para prowadząca Iwona i Daniel Jakubczykowie, moderator ks. Piotr Wierzbicki

Wojciech:
Na rekolekcjach OR II st. w Czarnej Sędziszowskiej odkrywałem, że moja wiara jest krucha. Koncentrowałem się bowiem na tym, co doczesne, dużo pracując i bardzo troszcząc się o sprawy materialne, takie jak utrzymanie mojej rodziny. Tymczasem, słuchając świadectw uczestników rekolekcji oraz analizując swoją dotychczasową historię, doszedłem do przekonania, że Bóg zatroszczy się o moje sprawy, tak jak i zatroszczył się o sprawy innych uczestników rekolekcji (np. pojawiania się środków na życie przy każdym z kolejnych z sześciorga dzieci w jednej z rodzin).

Bóg obdarzał mnie wielkim pokojem. Pozwalał mi również uniżać się przed Nim poprzez codzienne lekcje pokory. Podam tylko kilka przykładów:
• Po pogodnym wieczorze, który odbywał się na pobliskim boisku, zgubiliśmy klucze do zamkniętego pokoju. Było już ciemno, na boisku nie było oświetlenia, a latarka została w pokoju. Na szczęście dzięki pomocy współuczestników klucz został odnaleziony w trawie;
• Będąc na wycieczce w Rzeszowie, żona zostawiła w centrum miasta na ławce torebkę, w której znajdowały się pieniądze na rekolekcje. Zorientowaliśmy się o tym po 20 minutach. Odnaleźliśmy torebkę na miejscu nietkniętą;
• Zostaliśmy wyznaczeni do zapalenia świecy na Jutrzni rozpoczynającej się o 7.30. Obudziliśmy się o godz.7.28. Na Jutrzni okazało się, że był to jedyny dzień, kiedy nie zapalało się świecy, tylko ksiądz zapalał Paschał;
• Podczas Drogi Krzyżowej na dwie stacje przed naszą okazało się, że pomyliliśmy stację i przygotowaliśmy niewłaściwe rozważanie. Musieliśmy improwizować.

Karolina:
Mnie natomiast zdarzenia, o których wspomniał powyżej mój mąż, uczyły radzenia sobie z porażkami. Uczyły również nas jako małżeństwo przechodzenia przez konfliktowe sytuacje.
Pan Bóg pozwolił mi odkryć, że jedną z moich niewoli jest podejście do codzienności. Byłam sfrustrowana i skoncentrowana na kłopotach z nią związanych. Próbowałam niejednokrotnie dyscyplinować się i walczyć ze sobą. Usłyszane na rekolekcjach słowa o Bogu obecnym, o Bogu walczącym, któremu zależy na moim życiu, dały mi poczucie ulgi, niejako uwolnienia się ode mnie samej. Zrozumiałam, że zbyt dużo się troszczę oraz nie muszę samodzielnie walczyć z pojawiającymi się w życiu codziennymi trudnościami i przeszkodami. Raczej pragnę pytać Boga, o co On chce walczyć w moim życiu. Nie jestem panem mojej codzienności. Jedynie mogę ją przyjąć, dostrzec Bożą miłość i dopuścić Boga do walki o mnie i moje życie.

Karolina i Wojciech

Świadectwa, OR I Gosławice, 1-17.07.2016, para prowadząca Iwona i Krzysztof Giedzińscy , moderator ks. Adam Petakiewicz

Jest tak wiele ważnych treści, poruszeń, jakie wynosimy z oazy, że trudno je wymienić, jednak zasadniczym wydaje się odpowiedź jaką znaleźliśmy na naszą sytuację w domu. Podczas oazy utwierdziłam się w przekonaniu, że Domowy Kościół to jest droga dla nas oraz, że nasza hierarchia wartości jest zaburzona. Było to jedno z ważniejszych pytań, z jakimi przyjechaliśmy z mężem na te rekolekcje. Okazało się, że coś, co wyczuwaliśmy intuicyjnie, ale nie chcieliśmy tego przyznać – nasze relacje małżeńskie i cała rodzina cierpiały z powodu zbyt dużego zaangażowania sił i czasu w zadania na rzecz szerszej społeczności.

Mój mąż, który miał wątpliwości, co do samych rekolekcji oraz poważny problem z dzieleniem się (i z mówieniem na forum większej grupy w ogóle), podczas rekolekcji otworzył się i odkrył, że nie może jednocześnie trwać we spólnocie i zamykać się na nią. Powiedział że teraz wie, że tego co otrzymujemy, nie możemy zachowywać dla siebie. Musimy dzielić się i ubogacać innych. Myślą tą podzielił się podczas godziny świadectw. Jego wypowiedź była szczera i dość długa, jak na osobę zamkniętą! Zaskoczył mnie już kilka razy wypowiadając się podczas spotkań kręgu, ale jego świadectwo na koniec było wielkie.

Chcę także podzielić się radością dotyczącą działania Boga w naszym życiu. Nasze dziecko miało w 4. roku życia stwierdzone zaburzenia lękowe: wycofywało się, nie potrafiło wypowiedzieć słowa przy choćby jednej osobie spoza rodziny. Od jakiegoś czasu różne osoby, również spoza rodziny, objęły je modlitwą. Była to m.in. Nowenna Pompejańska, Koronka do Miłosierdzia Bożego. Postępy poczynione w ciągu ostatniego roku zaskakują, a tu na rekolekcjach przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Jestem pewna, że wiele osób nie powiedziałoby, że cierpi na takie zaburzenia! Za wszystkie trudne i piękne chwile, Bogu niech będą dzięki.

Agnieszka i Piotr
-----

Rekolekcje OR I w Gosławicach były dla mnie i mojego męża czasem "zanurzenia się " w bezgraniczną miłość Chrystusa i przeżyciem prawdziwej z Nim bliskości. Poprzez poszczególne punkty planu: Jutrznię, konferencje, szkołę modlitwy, codzienną Eucharystię mogliśmy pogłębiać naszą relację z Bogiem, a także ze współmałżonkiem. Ten czas był dla nas prawdziwym darem, który objawił się w świadectwie wiary wszystkich współuczestników. Poprzez swoją otwartość, zróżnicowanie charakterów, życzliwość i gotowość służenia pomocą innym stanowili oni dla nas prawdziwy przykład Bożej miłości i działania Ducha Świętego.

Przeżywając te rekolekcje zdaliśmy sobie sprawę nad czym powinniśmy popracować, co ulepszyć - aby pełniej uczestniczyć w Bożym planie dla naszego życia. Ważnym i wzruszającym wydarzeniem podczas tych rekolekcji było dla nas uczestnictwo w Dniu Wspólnoty w Czermnej i moje przystąpienie do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, podyktowane potrzebą dziękczynienia za otrzymane łaski, chęcią ofiarowania czegoś z siebie dla innych potrzebujących.
Naszym zdaniem Domowy Kościół jako żywa wspólnota małżeństw objawia się najpełniej podczas tego typu rekolekcji. Otwierając wtedy serce Jezusowi możemy wręcz namacalnie czuć Jego obecność i bliskość.

Agnieszka i Mariusz
-----

Jesteśmy małżeństwem od 5lat i szczęśliwymi rodzicami dwóch córek w wieku 3 i 4 lat. Jako jedyne małżeństwo na rekolekcjach nie należeliśmy do Domowego Kościoła. Jeszcze wcześniej powiedzielibyśmy, że to przypadek..... A teraz już wiemy że to nie przypadek, a działanie dobrych ludzi oraz Ducha Świętego pozwoliło nam na uczestnictwo w rekolekcjach.

Monika:
Wielokrotnie jeszcze jako nastolatka jeździłam na rekolekcje, nigdy nie byłam jednak z mężem. Bardzo chciałam, abyśmy razem kiedyś pojechali, wiedziałam i czułam, że będzie to dla nas wartościowy czas, ale też byłam pełna obaw. Sceptycznie nastawiona do tego co będzie się tam działo i jakich ludzi spotkamy. Przełom nastąpił już drugiego dnia kiedy mój mąż chciał pakować walizki i zabierać dzieci. Ja tej nocy długo się o nas modliłam, o czym mąż nie wiedział. Następnego dnia rano Maciek wstał, gdy wszyscy jeszcze spali i poszedł na ochotnika obierać ziemniaki. Gdy wrócił, o ucieczce z rekolekcji nie było już mowy. Potem już każdy dzień zbliżał nas do siebie nawzajem i przede wszystkim do Boga. Cieszyłam się że dzieci bawią się z innymi, uwielbiają śpiewać piosenki dla Pana i poznają Jezusa.

Maciek:
Pochodzę z religijnej rodziny, sam jestem wierzący, ale od Kościoła oddaliłem się jeszcze w trakcie studiów, później miałem różne powroty i zbliżenia, ale na dobrą sprawę ciągle byłem daleko. Nie chciałem jechać, ale też za bardzo nie oponowałem- ze względu na wyjazdowy charakter pracy - chciałem spędzić czas z Moniką i dziećmi gdziekolwiek, nawet w klasztorze. Jednak bardzo się bałem. Na początku nieufność i spojrzenia "spode łba" na innych i pytanie "co my tutaj robimy?". Mieliśmy jednak plan B: jeśli po 3 dniach stwierdzimy, że to nie dla nas to jedziemy z dziećmi na południe, za granicę, na "prawdziwe" wakacje.
Drugiej nocy przeżyłem bunt: dość burzliwa rozmowa z Moniką, w czasie której chciałem nawet zabrać śpiące dzieci i wyjechać z rekolekcji...
Trzeciego dnia przemiana. Rano poszedłem biegać, później obierać ziemniaki przed śniadaniem, a po obiedzie... do spowiedzi. Wtedy się wszystko zmieniło… Zacząłem słuchać i brać udział we wszystkich zajęciach. Rozmyślać. Nauczyłem się modlić! Okazało się, że po tylu godzinach spędzonych w Kościele, czytania Pisma Świętego wciąż jeszcze mam tak wiele do nauczenia. Zacząłem doceniać obecność innych osób. Z każdym kolejnym dniem czułem się pewniej i lepiej.

Dużo rozważań, rozmów i modlitwy nad naszym małżeństwem pozwoliło nam wkroczyć na kolejny poziom miłość małżeńskiej. W ostatnim dniu rekolekcji Monika trafiła z naszą młodszą córką do szpitala – zakażenie układu moczowego i wirus. Odnowienie ślubów tego dnia wieczorem przeżyliśmy na telefonie, a Monika na słuchawkach w szpitalu przy łóżku córeczki podłączonej do kroplówki. Ze względu na pobyt w szpitalu nie było nam też dane uczestnictwo w „godzinie świadectw”, dlatego też postanowiliśmy naszym świadectwem podzielić się w formie pisanej.

Monika i Maciek:
Wiele się zmieniło na znacznie lepsze i mimo, że rekolekcje skończyły się niedawno wiemy, że te zmiany są na dobre! Nigdy nie czuliśmy takiej bliskości ze sobą w małżeństwie jak teraz. Rekolekcje, oprócz znacznej i zdecydowanej poprawny naszego małżeństwa i umocnienia naszych więzów pozwoliły też nam na poprawę i naprawę relacji z Bogiem i Kościołem, co wprowadziło niesamowity spokój w naszym codziennych działaniach.

Dotychczas podróżowaliśmy po świecie, zwiedziliśmy wiele wspaniałych, zakątków. A od powrotu z rekolekcji każdemu mówimy, że to były najlepsze "wakacje", na które udało nam się do tej pory wyjechać- i mówimy to z taką pewnością siebie i przekonaniem, że nasi rozmówcy w to wierzą i zaczynają się tym interesować, widząc, że rekolekcje miały na nas tak pozytywny wpływ.

Monika i Maciek
-----

Na rekolekcje do Gosławic przyjechałam z myślą i nadzieją, że Pan Bóg pokaże mi moją drogę w życiu, objawi mi swój plan, odkryje powołanie. Myślałam, że będąc na rekolekcjach, będę fruwać nad ziemią, doznam euforycznych uniesień, otrzymam wiele łask i dostanę gotowy plan od Pana Boga, co dalej. Myślenie było mniej więcej takie: poświęciłam Ci Panie Boże 17 dni wakacji, to teraz odpłać mi, daj coś w zamian. Teraz już wiem, że to były moje życzenia, a nie Pana Boga, że znowu wygrało moje „ja” i mój egoizm. Dziękuję Panu Bogu, że kolejny raz otworzył moje oczy, że doświadczając mnie chorobą na tych rekolekcjach, wysoką gorączką, bólem gardła, który nie dawał mówić, kaszlem który nie pozwalał zasnąć, wielkim zmęczeniem, wziął mnie za rękę jak ojciec bierze swoje dziecko i zawrócił ze złej drogi. Cieszę się, że dzięki chorobie nauczył mnie słuchać, a nie tylko mówić, być cichym, a nie gadatliwym, pokornym, a nie zuchwałym i dumnym.

Dziś już wiem, co Bóg mówi i jakie jest Jego przesłanie do mnie. Zacznij słuchać ludzi! Słuchaj co mają do powiedzenia mąż i dzieci! Zauważaj ich problemy! Więcej dawaj niż bierz! Kochaj bezinteresownie, nie oczekując nic w zamian! Przede wszystkim służ! Oczywiście nie odkryłabym tego, gdyby nie rekolekcje w Gosławicach, gdyby nie wspaniali ludzie, których poznałam. Tak bardzo różni, pochodzący z różnych środowisk, o różnych osobowościach, temperamentach, a jednocześnie tacy sami. W tej różnorodności zobaczyłam to piękno, tą wspólnotę, która nie dzieli ludzi, nie szufladkuje, tylko gromadzi nas w jedności w imię miłości do Jezusa Chrystusa.

Razem z mężem dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do odkrycia tych prawd. Ks. Adamowi za pouczające homilie, spokój i mądrość, ale także za zaskakujące żarty sytuacyjne, które nas rozbawiały. Dziękujemy bardzo naszym klerykom, Grzegorzowi i Wojciechowi. Wasze nauki, szkoły modlitwy, rozważania Pisma Świętego, ciepłe słowa, uśmiech, serdeczność pozwalały przetrwać niejedne trudności i kryzysy. Dziękujemy bardzo animatorom za świadectwo wiary, za szkoły życia, konferencje, za osobiste przeżycia, którymi się dzielili. Dziękujemy za piękną oprawę muzyczną, która codziennie umilała nam czas modlitewny. Dziękujemy parze prowadzącej Iwonce i Krzysztofowi, bez których nic by nie mogło się wydarzyć. Dziękujemy za trud włożony w przygotowanie tych rekolekcji i dbanie o to, aby nam niczego nie brakowało.
Wracamy zmęczeni, ale pełni optymizmu, wiary i nadziei, że idziemy tą prawdziwą i właściwą drogą. Chwała Panu, za to, jak wielkie rzeczy może zdziałać !

Agnieszka i Mariusz

Świadectwo, OR III Jaszczurówka, 5-21.08.2016, para prowadząca Anna i Piotr Zadrożni, moderator ks. Marcin Loretz

Jesteśmy małżeństwem od 8 lat, w ruchu od 5, mamy trójkę dzieci. Podczas tych rekolekcji czuliśmy bardzo wyraźne prowadzenie przez Ducha Świętego, który mówił do nas przez konkretne zdania, słowa, fragmenty Pisma Świętego, homilii czy liturgii godzin. Najważniejsze z nich to:

W miłości nie ma lęku. Jeżeli się lękam – o dzieci, o pracę, o moją pozycję zawodową – to znaczy, że jeszcze daleko mi do prawdziwej Miłości, że jeszcze jej nie zaufałem w pełni.

W jednym z listów św. Paweł mówił o „pocieszeniu, jakie da Pan Jezus”. Dotąd odnosiłem te słowa do mojej bieżącej sytuacji, moich codziennych trudności. Tu jednak zobaczyłem pełny wymiar tych słów, które były kierowane do prześladowanych chrześcijan, do tych którzy oddawali swoje życie za wiarę. Zobaczyłem moc pocieszenia Pana Jezusa, które może objąć nawet człowieka idącego na śmierć.

Święci męczennicy – dotąd odlegli i nieznani, w czasie rekolekcji stali się dla mnie zupełnie realni, zobaczyłem w ich postawie prawdziwe świadectwo miłości, która usuwa lęk.

Pan Bóg chce od nas więcej niż minimum. Zamiast pytać „czy to wystarczy” powinienem raczej zapytać „co jeszcze mogę dać”. Przez pryzmat tych słów staram się teraz patrzeć na moją posługę na rzecz wspólnoty – to ile daję jest miarą mojej miłości do braci.

Pokora w służbie wspólnocie – papież Franciszek napisał, że jeśli w swoich posługach spotykasz się z uznaniem, to znaczy, że nie jesteś na właściwej drodze. Jedyne co można zrobić to oddać wszystko na chwałę Pana Boga i dać się prowadzić Duchowi Świętemu.

Przez podane nam treści Pan Bóg prowadził nas przez nasze słabości. Gdy przyjechaliśmy na rekolekcje III stopnia, zauważyłam, że chcę być „jakaś”, oboje z mężem spostrzegliśmy, że chcemy zasługiwać na jakieś miano.

Na wstępie rekolekcji usłyszeliśmy wezwanie, żeby zostawić to co pozorne i zrobić miejsce - przez milczenie. Wezwanie do milczenia nas zachwyciło, choć nie rozumieliśmy, dlaczego. Było radykalne. „Pozorne” - to rozmowy i to, co ze świata. To, do czego tęskniłam – rozmowy o nas, opowieści innych, wspólnota tematów, życia, doświadczeń. Także wieczorne i poranne rozmowy z mężem - co się działo, co czujemy, myślimy, rozmowy o dzieciach. I pytanie - czy umiesz to przemilczeć? Zrozumiałam, że to konieczne. Że przyjechałam dla formowania siebie i nas w Duchu Pańskim, żeby On napełnił nasz dom i zamienił go w Domowy Kościół. Byśmy mogli rzeczywiście zaczerpnąć z Jego Ducha.
Zobaczyłam, że Pan Bóg chce przygotować wspólnotę naszego Domowego Kościoła i że ma on tu spoczynek przed wyjściem w świat, tam, gdzie żyjemy.

Wspomniałam, że na wstępie rekolekcji zauważyliśmy z mężem, że chcemy oboje zasługiwać na jakieś miano. Przyszła refleksja – czy czujecie się mniejsi? Może najmniejsi? Najsłabsi? Gorsi? Może jesteście. Atakują was tu pokusy, pożądliwości, pragnienia, rozproszenia. To na was dopuszczam. Doświadczyłam wtedy, że Bóg przychodzi do nas takich, jacy jesteśmy, w słabości. Do nas obydwojga. Zrozumiałam, że niepotrzebnie staję na palcach, wyciągam ręce, żeby być wyższa. Pan Bóg sprowadził mnie jakby na ziemię, nie po to jednak by upokorzyć, ale żeby stanąć ze mną.

Nie wiem, co teraz Pan Bóg zrobi ze mną. Jaki ma plan dla Naszej małżeńskiej wspólnoty, ale chwała Mu za to.

Jako ostatnie chcę przytoczyć słowa pieśni Zachariasza, które jednego dnia rekolekcji poraziły mnie swoją prostotą w zaufaniu Panu: „Przyrzekł, że my, dzieci wiary, wolni z ręki wrogów, niewzruszeni będziemy mogli służyć tylko Bogu”. Przyrzekł, że będziemy mogli służyć tylko Jemu. W Jego ręku jesteśmy.

Chwała Panu!

Justyna i Maciej

Świadectwa, OR II, Szczyrk, 5-21.08.2016, para prowadząca Iza i Wicek Pipkowie, moderator Ks. Zenon Pipka

Szczęść Boże,

Rekolekcje OR II stopnia w Szczyrku związane są z bardzo dobrymi wspomnieniami. Pan pozwolił nam przeżyć je wśród wspaniałych ludzi, w pięknej okolicy oderwanej od codziennego zgiełku i odczuć jeszcze większą miłość do Boga i drugiego człowieka. Kiedy wyjeżdżaliśmy na rekolekcje, nie oczekiwaliśmy zbyt wiele. W tej chwili czujemy, że otrzymaliśmy od Jezusa bardzo dużo - otworzyliśmy się ponownie na modlitwę i Słowo, które kieruje do nas Bóg, powróciliśmy do regularnego wypełniania zobowiązań DK, poukładaliśmy nasze wartości w odpowiedniej kolejności. Warte zapamiętania jest to, jak wielką wartość ma zaufanie do Boga, posłuszeństwo i pokora. Chrystus zmienia prawdziwie nasze życie, pokazuje nam którędy podążać, pragnie tylko tego, abyśmy szli za Jego głosem. Często jest to droga trudna, lecz możemy być pewni, że Bóg przeprowadzi nas przez pustynię codzienności do naszego Kanaanu - obiecanego przez Boga raju.

Bartosz i Anna Małkowie
-----

Czas OR II stopnia w Szczyrku – to był dobry czas. Znakomita organizacja pozwoliła nam w pełni przeżywać to, co Pan Bóg i jego prawdziwie „Boża drużyna” dla nas przygotowała. Program był naładowany po brzegi modlitwą i konferencjami, a jednak nic się nie nużyło ani się nie dłużyło. Te błogosławione 15 dni minęły jak jedno okamgnienie, z drugiej strony jednak pozostawiły niezatarty ślad w naszych umysłach i sercach.

Ks. Zenon Pipka był dla nas jak Mojżesz dla Izraelitów. Prowadził nas swymi – jakże zachwycającymi i zapadającymi mocno w pamięć – kazaniami i konferencjami poprzez czasy biblijne, przez podkreślanie wagi sakramentów w naszym życiu, ale też motywował do uświadamiania sobie niewoli grzechów, w których tkwimy oraz podjęcia walki o wolność od naszych zniewoleń. Ks. Zenon to wielki kapłan – potrafi głosić naszego Pana Jezusach Chrystusa nie tylko słowem (niesamowita wiedza, pamięć, czerpanie z własnych przeżyć i doświadczeń, celny dowcip), ale całą swoją postawą. Ciągle był z nami, ciągle gotowy służyć, zawsze przygotowany, pełen energii, ani przez chwilę nie okazał zmęczenia – nawet po naszym nocnym Exodusie na Skrzyczne!

Nasza para moderatorska: Iza i Wicek Pipkowie – wręcz brak słów, aby wyrazić naszą dla nich wdzięczność, uznanie, podziw, zachwyt. Bogu niech będą dzięki za ogrom talentów, którymi ich obdarzył, gdyż potrafią je pomnażać nawet więcej niż 100-krotnie! Prowadzili nas do Boga, obudzili pragnienie codziennej Eucharystii, celebrowania liturgii domowej, motywowali do pogłębiania duchowości małżeńskiej, obudzili potrzebę poszukiwania naszej drogi w Kościele. Jeśli chodzi o konkrety, to chcieliśmy przywołać tylko przykłady tego, czego dzięki naszej wspaniałej parze moderatorskiej mieliśmy okazję doświadczyć: konferencje Wicka (znakomite, z odniesieniem do własnych przeżyć i doświadczeń, zapadające w pamięć, opowiedziane z humorem) i codzienny wieczorny rachunek sumienia przygotowywany przez Izę (dzień w dzień robiony z ogromną pieczołowitością, punkt po punkcie i bardzo celnie podsumowujący mijający dzień, a jeszcze pytanie jak i kiedy ona dawała radę to przygotować!).

I jeszcze chcielibyśmy wspomnieć nasz krąg III. Tutaj też Pan Bóg nie pożałował nam wspaniałych ludzi i sprawił, aby animatorami naszego kręgu byli Asia i Tomek – Boży ludzie, pełni serca, pokoju i radości. Zawsze gotowi wspierać, motywować, uczyć, dzielić się swoimi doświadczeniami – dla nas ogromny i niedościgniony wzór. Z radością i wdzięcznością wspominamy też wspaniałe, obdarzone wieloma talentami (a pięknymi głosami w szczególności!) małżeństwa z naszego kręgu: Małgosię i Mariusza oraz Ewelinę i Pawła. Dzięki wspólnej modlitwie, otwartości w dzieleniu się tym, jak Pan Bóg przemawiał do nich poprzez Słowo, ale też swoimi radościami i troskami codziennego życia, mogliśmy wzrastać w wierze, umacniać się w naszym małżeństwie.

Już pewnie napisaliśmy za dużo, ale nie godzi się nie wspomnieć o Kasi - muzycznej (piękny głos i gra na gitarze, ogromne zaangażowanie i nieustępliwość w szlifowaniu naszego wspólnego śpiewu), kleryku Pawle (cierpliwie prowadził nas przez tajniki liturgii) oraz ukochanej diakonii wychowawczej, która z wielkim poświęceniem i radością zajmowała się naszymi dziećmi.
Bogu niech będą dzięki za was wszystkich, za wasz trud i wasze świadectwo wiary i życia z Bogiem!

Renata i Robert
-----

Moje dziękczynienie porekolekcyjne

Mam na imię Małgorzata, mój mąż Mariusz. Jesteśmy 23 lata po ślubie. Mamy pięcioro dzieci w wieku od 22 do 6 lat. We wspólnocie DK jesteśmy od trzech lat. Zanim tu trafiliśmy (a raczej Miłosierny Jezus nas przyprowadził) poszukiwaliśmy swojego miejsca w Kościele. Parą pilotującą krąg w naszej parafii Marii Magdaleny w Magdalence byli Iza i Wicek Pipkowie. Myślę, że dzięki ich gorliwemu powierzaniu nas w modlitwie, wszystkie małżeństwa już w pierwszym roku brały udział w rekolekcjach OR I.

Tegoroczne rekolekcje OR II przeżywaliśmy w Szczyrku, na Czyrnej. Prowadzenie ich "wzięli na siebie" rodzinnie ks. Zenon Pipka oraz Iza i Wicek Pipkowie.

W naszym małżeństwie i rodzinie od 9 miesięcy nasiliły się trudne sytuacje wymagające decyzji, spięcia i konflikty. Codzienne problemy powaliły nas. Przechodziliśmy kryzys. Półtora miesiąca przed rekolekcjami byłam w ciąży i poroniłam dziecko. Dodatkowo 12-letnia córka miała nogę w gipsie, a nasz buntujący się syn odmawiał przyjazdu do nas po zlocie harcerskim, który kończył się w trakcie rekolekcji. Wizja intensywnej pracy w ciężkim stanie psychiczno-fizycznym i pozostawienia nastolatka samego przemawiała za tym, żeby zostać w domu i wypoczywać leżąc do góry brzuchem. Byłam gotowa zrezygnować z wyjazdu. Podzieliłam się tą myślą z prowadzącymi i zamiast zrozumienia otrzymałam... ostrego maila. Maila przeczytał najpierw mąż i zgodził się z zamieszczonymi argumentami. Podjął decyzję, że jedziemy. Dopiero wtedy maila przeczytałam ja i zamiast zachęty poczułam urazę. Wcześniej przemodliłam i ułożyłam się z Bogiem, że to mąż podejmie ostateczną decyduje.

Wyjechaliśmy, ja obolała na ciele i duszy, mąż z "głową i sercem w pracy". Dojechaliśmy ostatni. Już od pierwszych chwil przyjazdu widziałam olbrzymi wymiar pracy, zaangażowania i pełen profesjonalizm prowadzących włożony w przygotowanie najmniejszego szczegółu rekolekcji. Do tego pięknie prowadzony śpiew przez "muzycznych" i to, że wszyscy brzmieliśmy dobrze (szczególnie zachwycili mnie panowie, jakby śpiewali w jednym chórze od dawna). To wszystko od początku zachęciło mnie do aktywnego udziału w tym "obozie kondycyjnym dla jednostek specjalnych w Kościele". A kiedy usłyszałam zdanie moderatora: "Mamy zakrętkę na punkcie rekolekcji" sprawiło, że moja niechęć do prowadzącego lekko stopniała. Było widać, że nie przesadził. Zresztą pod koniec rekolekcji kolejne usłyszane zdania: "W kręgu jesteśmy jak w jednej drużynie. Istotą jest, że wszyscy ćwiczą. Kumpel powinien pognębić mnie jak widzi, że nie pracuję", sprawiło, że brat ze wspólnoty został "oczyszczony ze swojej winy".

Piękne notatniki, które dostaliśmy, z dużą ilością miejsca na własne zapiski i ciekawe opowieści "charyzmatycznego" księdza, powodowały, że długopis sam sunął po kartce. Tyle treści, tyle myśli, tyle dygresji, tyle zabawnych anegdot, przykładów z życia, a okraszone to wszystko serią dowcipów, które powodowały salwy śmiechu odbiorców, sprawiło, że już na Jutrzni byłam obudzona i rozpalona Duchem Bożym.

Od pierwszego dnia rekolekcji, kiedy mięliśmy zobaczyć swoje niewole, zachęcona słowami księdza na kazaniu uświadamiałam sobie, jakie "przepaski" zakładam, czyli czym usprawiedliwiam brak działania, do którego powołuje mnie Pan. I że właśnie w tym moim "nie nadaję się” Bóg zachęca, żebym stała się "Bożym młotkiem", a On wyposaży mnie w potrzebne akcesoria, nawet "w ekstra zegarek z datownikiem". Pod koniec pierwszego dnia całą sobą czułam, jaką pracę już wykonał w moim życiu TEN, który jest Bogiem historii: życia mojego, moich bliskich, narodu wybranego i każdego człowieka.

Przez kolejne dni, dzięki kąpieli w Słowie Bożym, które przybliżał i tłumaczył kapłan, słuchaniu innych osób w czasie dzielenia się na kręgu, duuużej ilości modlitwy wspólnotowej i na Namiocie Spotkania, codziennej Eucharystii, przyjmowałam Boga wkraczającego w moje życie, mając głębokie przekonanie, że On zapragnął mnie i pokochał zanim się poczęłam - "Utkałem cię w łonie matki". Bóg, który zawsze był i jest bardzo blisko, wzywa mnie jak Mojżesza i posyła mnie, abym wykonała konkretną misję. "Ty zaś przepasz biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich... Usłyszałam, POCZUŁAM i ZROZUMIAŁAM, że Bóg działa, jak Go wpuszczę do wszystkich spraw, przede wszystkim najtrudniejszych i najciemniejszych. I powinnam "NAUCZYĆ SIĘ, że Bóg wie lepiej".

Kiedy od szóstego dnia programowo "weszliśmy" w Wielki Post stanęłam w prawdzie o sobie i swojej kondycji. Znowu usłyszałam ważne i poruszające słowa: Bóg jest Bogiem porządku. Jeśli żyjemy w bałaganie, to wystawiamy Bogu złe świadectwo. Jak wyrzucę grzech z mojego życia, będzie powracał porządek. Poczułam (bo swoją zatwardziałość i wady charakteru dobrze znałam) jak łatwo przychodzi mi odpowiadać na pokusy, jak śmiało grzeszę, ufając i licząc na Miłosierdzie Boże, biegam do konfesjonału.

Ósmego dnia, kiedy na Namiocie Spotkania rozważaliśmy fragment Pisma, kiedy to Jezus uzdrowił niewidomego od urodzenia ( J 9, 6-7) zrozumiałam, że muszę się zgodzić na nałożenie błota na chore miejsca (ble), a potem jeszcze zrobić wysiłek i iść do sadzawki Siloe (posłany), żeby mówić innym o dobru Pana Boga. Tego dnia w szkole liturgiczno-rodzinnej była prezentacja na temat niewoli, wynikającej z uzależnienia od złego gospodarowania pieniędzmi. Niestety problem ten jest aktualny w naszej rodzinie. Usłyszałam, że nasze pieniądze powinny służyć poszerzaniu Chwały Bożej. Sposób w jaki zarządzamy finansami ma wpływ na bliskość z Chrystusem (Łk 16,11).Coraz większy smutek i trwoga zalały moje serce.

W kolejnym dniu program przewidywał czas na dialog małżeński; dla nas nie był to wytęskniony moment, raczej czas którego unikaliśmy. Wraz z piętrzącymi się kłopotami, brakiem czasu dla siebie, komunikacja w naszym małżeństwie poważnie szwankowała. Bynajmniej nie był to czas, jak prowadzący określili, "wyjścia do Kanaanu, odkrycie Ziemi Obiecanej i pytania: "jak ja mogę pomóc mężowi jeszcze bardziej się zbawić". Raczej traktowałam dialog jak miejsce, gdzie załatwiałam swój biznes "Proszę Cię mężu zrób tak, żeby mi było lżej". Powaliło mnie stwierdzenie, że na dialogu powinniśmy "dawać się współmałżonkowi, jak Jezus w Eucharystii, bo ona jest najdoskonalszym dialogiem" i jeszcze, że "dialog jest szczególną chwilą działania łaski sakramentu małżeństwa, dlatego powinniśmy w trakcie pytać: czego TY chcesz od nas Panie?" Po moim monologu na dialogu jeszcze gęstsze chmury zawisły nad naszym małżeństwem, a mnie zalewała coraz większa ciemność i zniechęcenie. Po Drodze Krzyżowej nastąpiła duchowa walka. Już tyle tych dróg krzyżowych Jezu odbyliśmy??? Tyle razy Ty z nami, my z Tobą dźwigaliśmy ten krzyż, czy to ma sens? Ostatnio nawet mąż ekstremalnie szedł z Tobą!!! Czułam złość na Boga, męża, rekolekcje. Na ratunek przyszła modlitwa wieczorna z rachunkiem sumienia (dostawaliśmy codziennie naklejkę z kilkunastoma pytaniami związanymi z treściami zasłyszanymi w ciągu dnia. Rewelacja!!!) "Czy wierzę, że Chrystus, w znaku Baranka przepłacił swoją Krwią za nasze grzechy, a wystarczyłaby tylko jedna kropla? Przyszło opamiętanie. Już się nie kłóciłam. Odczuwałam głęboki smutek i ciemność.

Zanim przeżyłam nocny exodus jeszcze jedna ciężka "belka" przetrąciła mnie. Prezentacja o wychowaniu. "Co ja jeszcze mogę usłyszeć na ten temat Panie?"- pomyślałam zuchwale. Zapytałam, to zaraz usłyszałam. "W wychowaniu chodzi o to, żeby ON wzrastał, a ja się umniejszał. "Dostaliśmy dzieci obciążone grzechem pierworodnym, naszym zadaniem jest pokazać im Ziemię Obiecaną, wprowadzić je do Królestwa Niebieskiego", "Dlaczego Panie dałeś nam takie trudne dziecko? Bo ma się objawić Chwała Boża!!!" oraz "Wspólnie damy radę! Wystarczy Ci mojej łaski - mówi do mnie Bóg".

Noc Paschalna. Północ. Pospiesznie spożywamy upieczoną przez animatorów niekwaszoną "macę", popijamy ją gorzkimi ziołami. Od pięciu dni w czasie posiłków słuchaliśmy powieści o 40-letniej wędrówce przez pustynię ludu wybranego. Ich zmagania się z niepewnością, lękiem i (nie)posłuszeństwem wobec Boga budowały klimat tego nocnego wyjścia. W stołówce czułam się jak prawdziwy Izraelita w noc Paschalną. Może ta noc stanie się dla mnie lekcją wiary? Czułam lęk i ciężar. Przygniatała mnie ciemność moich grzechów. Bałam się, czy dojdę na górę. Z moją nadwagą, anemią i brakiem kondycji. Ludzkie myślenie. "Nie kręć filmów - karciłam się". Bardziej myślałam, czy mąż mi pomoże.

"Żona jest perłą ("szczególnie ta, co na imię ma Małgorzata" - pomyślałam z goryczą), mąż muszlą, żeby ją chronić". To też usłyszałam dzisiaj. Serce krwawi, bo moje imię to opuszczona, od dziecka. Czułam się opuszczona na różny sposób przez ojca... męża... "Jestem z Tobą"- słyszę wewnętrzny głos. "Nie bój się". "Pierwsze miejsce powinien zajmować Bóg, potem jest małżeństwo". To też słowa z dzisiaj. "Nie idziesz sama idziesz z NIM". "Jezus chce wyprowadzać nas z niewoli. To przecież noc Paschalna. Noc przejścia z ciemności do światła, z niewoli do wolności. Od krzyża, przez śmierć do życia. JEGO śmierć jest życiodajna". To wszystko dzisiaj usłyszeliśmy z ust kapłana. Nadal byłam pełna niepokoju i obaw.

Czuję się jakbym wyszła z kotła ze smołą. Jak łatwo przychodzi mi ranić bliskich, Ciebie Jezu i siebie. Jak Ty cierpisz przeze mnie Jezu!!! Widzę cię umęczonego, zakrwawionego, upadającego. Wybacz mi Ukochany Zbawicielu! Dziękuję Ci Jezu! Kolejny krok. Wybacz mi Jezu brak miłości i ufności, niecierpliwość, gwałtowność! Wybacz egoizm, pychę i lenistwo. Dziękuję Ci Jezu za Twoją MIŁOŚĆ! Niech każda kropla krwi będzie uwielbiona! Modlitwa sama wychodziła z mojego wnętrza, z serca, nie przez rozum. Mąż mocno trzymał mnie za rękę. Jak dobrze, że jest przy mnie. Dziękuję Ci Jezu za mojego męża! Jestem zaopiekowana! Poczułam wzruszenie, siłę męża i obecność Jezusa. Każdy kolejny krok, modlitwa błagalna o wybaczenie kolejnego grzechu. Czuję się jak w czasie porodu, kolejny skurcz to modlitwa: Panie Jezu to dla Ciebie! Tutaj, następny krok: Panie Jezu wybacz! Panie Jezu przyjmij to moje nic! Panie Jezu dziękuję! Smoła topnieje. Ciężar grzechów stał się jakby mniejszy. Ciemność nieco zszarzała. Panie Jezu wybacz! Baranku, Ty gładzisz grzechy świata! Dzięki Ci za Twą mękę!!! Kocham Cię Jezu!!! Podnoszę głowę. Niesamowita ilość przepięknych obłoków. Są symbolem obecności Bożej, wskazówką, drogowskazem (dzień ósmy rekolekcji). Jesteś ze mną Panie, czuję Twoją obecność. Bóg wyprowadzał mnie z niewoli, mąż podtrzymywał, poczułam jego siłę. Poczułam moc sakramentu. Nadzieja powracała. Przystanek. Kolejny znak. Światło. Podpalona wiązka drzewa zajęła się ogniem. Pojawił się słup ognia. Jak dobrze że ciemność wygasła. Moja ciemność znikała. "Chrystus przyszedł ogień zapalić na ziemię". Słowa z dzisiaj. Kolejny przystanek. Odnowienie Chrztu. Strumień tryskający ze skały. Wyrwałam pierwsza. Nie ma na co czekać. Zmyć resztę smoły, brudu, grzechu pierworodnego. Spuścizny po pierwszych rodzicach. Eucharystia na górze. Doszłam, doszliśmy we dwoje tzn. we troje. Zmęczenie, chłód, wdzięczność. Dzięki Ci Jezu! Z Tobą wszystko mogę! Z Tobą nawet ciemność nie będzie ciemna! Dzięki Ci Zbawicielu! Świece przez nas trzymane prawie dogasają. To nic, zaraz zajaśniejesz na ołtarzu. Baranku Ofiarowany, Żertwo Przebłagalna, Bezkrwawa Ofiaro. Drugie czytanie Izajasz 54 "Zaiste jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu, wezwał Cię Pan i jakby do porzuconej żony młodości mówi Pan: Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. Wszyscy twoi synowie, będą uczniami Pana, wielka będzie szczęśliwość twych dzieci". Zamurowało mnie. Słowa te spłynęły w głąb serca i napełniały mnie radością i nadzieją. Pan na tej górze dał mi obietnice, które w tym momencie oddaliły wszelkie moje lęki. Chce ufać JEMU.

Dużym przeżyciem w czasie rekolekcji był dla mnie także Dzień Wspólnoty Oazy Wielkiej. Widok młodzieży i rodzin z dziećmi, dla których wiara, Kościół, życie z Jezusem i dla Jezusa nie jest obojętne, napełniło mnie radością. Potrzebuje takiego umocnienia i świadectwa, takie spotkania powodują, że nie czuję się jak szalona. Przed Mszą św. przy tylnym wejściu zobaczyłam arcybiskupa Wiktora Skworca, który miał przewodniczyć Eucharystii. O dziwo nie oblegały go tłumy. Podeszłam pchnięta radością i wrodzoną spontanicznością. Arcybiskup po ojcowsku z serdecznością wyciągnął do mnie ramiona i powiedział: "Małgosiu". Uradowana pomyślałam: "chyba prorok, bo widzę tego kapłana pierwszy raz w życiu, albo zna podobną Małgosię". Pasterz zapytał z jakiej parafii jestem, pobłogosławił mnie i najmłodszą Michalinkę. W czasie homilii doznałam pocieszenia. Arcybiskup nawoływał: "Jesteśmy jedną wspólnotą, Kościołem, który mówi jednym głosem: Jezus jest Panem... "Jesteście znakomitymi uczniami!!! Najważniejsze jest pytanie o miłość. Z waszej obecności na rekolekcjach odczytuje, że kochacie Jezusa!!! To decyzja...Zesłanie Ducha Świętego to rzeczywistość dynamiczna. 1050 lat chrztu. Kontynuujemy rzesze pokoleń, które głosiły Ewangelię". Czułam, jaką moc ma wspólnota. Czułam moc działania Ducha Świętego w jedności tego zgromadzenie.

Na koniec podzielę się, że ważną decyzją było moje przystąpienie do KWC. Od dwóch lat byłam jego członkiem. Tego dnia złożyłam deklaracje do końca życia. Zupełnym zaskoczeniem była dla mnie decyzja męża, który również zdobył się na ten dobrowolny akt. A wszystko, myślę za sprawą konferencji, jaką wygłosił w Czyrnej ks. Wojciech Ignasiak, moderator KWC. Najbardziej wzruszającym momentem tego dnia była chwila, kiedy po rozesłaniu arcybiskup wracał główną nawą do wejścia i zatrzymywał się przy wiernych stojących w ławkach. Stanął również obok mojego męża pobłogosławił go. To było jak Boże przypieczętowanie. Wiele razy nie jesteśmy razem, mijamy się, ale błogosławieństwo dostaliśmy obydwoje choć osobno. Odczytuje to jako znak od Boga, że jest blisko nas i chce dla nas tej wspólnoty i daje pocieszenie, że jest nadzieja dla naszej rodziny.
Wtedy ujawniłam się i uradowana z dumą powiedziałam: Ojcze to mój mąż i popatrzyłam... na dyndającą zawieszkę na szyi mojego męża, z wyraźnym napisem Mariusz. To jest to proroctwo, uśmiechnęłam się pod nosem. Jak dobrze, że posłuchałam animatorów, którzy przypominali: "Pamiętajcie o zawieszkach. Wszyscy mają je mieć". Widać posłuszeństwo spodobało się Panu. Dzięki niemu mogłam przeżyć ten czas łaski, ponieważ nie zrezygnowałam z rekolekcji. I to, że zostałam wezwana po imieniu przez Pana, ustami arcybiskupa:)))

CHWAŁA PANU!!!

Za ten Rok Miłosierdzia w 1050 rocznicę Chrztu Polski,

Za ten błogosławiony czas rekolekcji,

Za świadectwo wiary pokoleń rodzinyny Pipków,

Za sł. Bożego Franciszka Blachnickiego i dar Domowego Kościoła,

BOGU niech będą dzięki!!!

Małgosia

Jesteś tu:

Serwis wykorzystuje pliki cookies w celach wskazanych w polityce prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies, w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki.

Polityka prywatności