ORAE Jaszczurówka, 22-28.08.2016 – świadectwa

Świadectwa ORAE Jaszczurówka, 22-28.08.2016, para prowadząca Agnieszka i Karol Okońscy, moderator ks. Grzegorz Demczyszak

Alleluja!

“Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać?
Pan obroną mego życia: przed kim mam się trwożyć?” (Ps 27,1)
Ten fragment Pisma widniał na drzwiach naszego pokoju po przyjeździe na rekolekcje ewangelizacyjne i doskonale pasował do naszej sytuacji życiowej. Słowa te były najlepszym pocieszeniem, którego potrzebowaliśmy od Chrystusa na start. Wiele jest dróg, jakimi prowadzi Pan. Nas przyprowadził na rekolekcje zaraz po poronieniu naszego pierwszego dziecka. Na początku ciężko było pogodzić się z takim doświadczeniem, ale po przemodleniu, po znakach jakie Pan nam dał, teraz cieszymy się, że mamy naszego małego aniołka w niebie. Pan wie, co dla nas jest dobre i czego potrzebujemy, dlatego warto powtarzać: niech się dzieje wola Twoja Panie, prowadź po właściwych ścieżkach.

Chwała Panu za wspaniałych ludzi jakich przysłał do Jaszczurówki. Dziękujemy za doświadczone małżeństwa, od których otrzymaliśmy potrzebne wsparcie. Dziękujemy za cudowne dzieci, które wnosiły pełnie życia i Bożej radości w każdy dzień. Dziękujemy także za wzbudzenie jeszcze większego pragnienia posiadania pełnej rodziny, w której będziemy mogli spełniać się jako rodzice.

Na rekolekcjach uświadomiliśmy sobie, że ewangelizacja nie jest jedną z misji Kościoła, ale jest jedyną misją Kościoła, którą polecił nam spełniać Chrystus. Dlatego ważne stało się dla nas zdanie: biada tym, którzy nie głoszą Dobrej Nowiny światu! Amen.

Ola i Darek Szabłowscy
—–

„Odwagi’’ i „Jezus Was posyła’’ – słowa te wybrzmiewały przez całe rekolekcje. Z każdą chwilą coraz bardziej poznawaliśmy i odczuwaliśmy wielką miłość Boga do nas. Mimo napiętego planu był to czas modlitwy uwielbienia, wielkiej radości i wzajemnej życzliwości. Po raz pierwszy uczestniczyliśmy w rekolekcjach razem z młodzieżą. Było to dla nas niezwykłe doświadczenie. Zobaczyliśmy jak młodzi ludzie żyją Jezusem, z jaką otwartością modlą się i jak pięknie przeżywają swoją wiarę. Wielkim darem były katechezy głoszone nie tylko przez księdza, ale i animatorów: zarówno młodzież jak i małżeństwa. Entuzjazm z jakim mówili do nas oraz ich żywa wiara przybliżały nas do Jezusa. Każdy dzień przeniknięty był słowem Bożym. Pozwoliło nam to uświadomić sobie, że Pismo Święte to ŻYWE słowo Boga, że dzień bez słowa Bożego to dzień bez relacji z NIM.

Jezus dał nam łaskę zrozumienia, że nasz grzech izoluje nas od Niego, tworzy przepaść, brudzi także innych, a modlitwa i poświęcenie buduje Kościół, buduje wspólnotę. Zrozumieliśmy, że jedynym lekarstwem na grzech jest Jezus, że za mało dziękujemy, za dużo narzekamy, że na modlitwie Boga zagadujemy zamiast z Nim być, że powinniśmy czynić dla Niego dar z siebie, że ON jest naszym Panem i Zbawicielem i że tak naprawdę wybiórczo oddajemy Jemu nasze życie. Wystarczy powiedzieć z wiarą i ufnością: Jezu prowadź, a On da nam Ducha, który nas o wszystkim pouczy. To wszystko jest (tak odczuwamy) owocem tych rekolekcji, a ufamy, że inne jeszcze przyjdą. I na koniec o samopoczuciu, które w pewnym momencie było takie jakby „rozjechał nas walec”. Całe szczęście, że to był „Boży walec’’. Doświadczyliśmy daru wspólnoty, który pozwolił nam wytrwać do końca. Moja żona spytała mnie „czy poleciłbym komuś te rekolekcje’’. Odpowiedziałem bez zastanawiania się „poleciłbym jak najbardziej’’. Polecam! Polecamy!!! Odwagi!

Chwała Panu!

Marzanna i Grzegorz Kowalscy
—–

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

W Ruchu Światło Życie jestem od dziecka. Na ORAE w Jaszczurówce pojawiłam się dość spontanicznie. W czasie roku formacyjnego stwierdziłam, że chcę pojechać w te wakacje na „jakieś” rekolekcje, w przeciwieństwie do poprzednich, aby od nowa spróbować nawiązać żywą relację z Jezusem. O ORAE dowiedziałam się na Seminarium Odnowy Wiary w parafii Najświętszego Zbawiciela w Warszawie. Tam poznałam moderatora naszego ORAE i odpowiedzialną Diakonii Ewangelizacji. Dzięki ich zachęcie znalazłam się w Zakopanem. Jadąc, nie wiedziałam czego się spodziewać, po prostu uwierzyłam Panu Bogu.

Każdy dzień rekolekcji wzbudzał wewnątrz mnie walkę, szczególnie miałam zawahania podczas konferencji, jak również w innych punktach dnia, gdzie np. rozważaliśmy słowo Boże. Z dnia na dzień pomimo własnego „ja” i własnych nieprawidłowych przekonań starałam się modlić o to, żeby wyjechać stąd z doświadczeniem Jezusa, a nie „przejść” obok tych rekolekcji. Czas rozmowy z ludźmi, a przede wszystkim walka Jezusa o mnie pomogły mi otwierać się na wspólnotę. Treści, które były nam przekazywane były konkretne i gotowe do zastosowania. Wielkie działanie Jezusa dostrzegłam już w praktycznym zastosowaniu kerygmatu w ewangelizacji ludzi nowo spotkanych. Wtedy jeszcze nie rozumiałam słów ks. Grzegorza, że każdy z nas w pewnym momencie jako ewangelizator będzie potrzebował wygłoszenia kerygmatu. Dzięki błogosławieństwu Pana znalazła się osoba, która mogła mi to przekazać, bo jeśli by się to nie wydarzyło, to uważam że nie mogłabym iść dalej i głosić Dobrej Nowiny. Przed wyjazdem nawet nie mogłabym sobie tego wyobrazić, ile Bożego dobra mnie tam spotka. Jezus znów mi pokazał swoją obecność w drugiej osobie, naturze i teraz w codzienności. Dzięki tym rekolekcjom Jezus po raz kolejny wyciągnął do mnie rękę i teraz mocno się Go trzymam, bo wiem, że gdy puszczę, to nic ze mnie na tym świecie. Z głębi serca zachęcam do uczestnictwa w ORAE, bo tam może będzie twoje miejsce do spotkania z Nim. A mi teraz pozostała modlitwa o to, abym mogła się dzielić doświadczeniem Jezusa z innymi i głosiła im nadzieję świata, a jest nią żywy Chrystus.
Chwała Panu!

Natalia Dzienis
—–

Jestem ciekawa Boga, kiedy podejmuję wyzwanie staram się mieć otwarty umysł, dać Bogu kanał przepływu do mojego serca. Choć ostatnio zrozumiałam, że to nie ja Bogu daję, ale On mi.

Mój aktywizm wewnętrzny, wynikający ze świadomości, że jestem kochana, sprawiał, że chciałam mówić o szczęściu, którym obdarza mnie Jezus Chrystus. Nie widziałam się jednak w roli ewangelizatora, chociaż czułam, że to mnie pociąga. Przez myśli przechodziło mi pragnienie wyjazdów na misje, bycie Lekarzem Bez Granic i to nadal rezonuje w moim sercu. Pan Bóg podjął pierwsze kroki. Oczywiście zgłosiłam się na rekolekcje w ostatniej chwili, taką mam naturę. Były momenty, w których grzęzłam w błocie, już miałam nie jechać, nie było jak załatwić dojazdu, zgody rodziców. Przyjeżdżam na rekolekcje i bach, słyszę: „Pan Bóg, żeby pokazać, że kocha, nie zawsze wiele daje, ale o wiele prosi.” Te słowa towarzyszą od teraz, każdemu podjętemu przeze mnie zadaniu.

Drugi raz w życiu byłam na rekolekcjach, ale z rodzinami i młodzieżą razem, był to pierwszy. Nigdy nie zapomnę piękna męża, kochanego przez żonę i piękna żony, kochanej przez męża. To piękno w czystej postaci!

Bóg już od pierwszej konferencji, wciąż z jednej strony bombardował moje wyobrażenia i odkrywał we mnie siebie. Myślałam, że tu chodzi o ewangelizację, a nie o osobiste doświadczenie bycia zewangelizowanym przez samego Jezusa. Zrozumiałam, że to był cel numer jeden, dopiero potem reszta. Już kilka słów dalej, Pan Bóg znów wysadził moją wygodną kanapę mówiąc, że ewangelizacja nie jest najważniejszym, ale jedynym zadaniem Kościoła, a tym samym moim. W pewnej chwili myślałam, że mam zawojować świat, a tu słyszę: ”Czasem uda się wam powiedzieć: Jezus Chrystus. Wystarczy, trzeba siać.”

Od samego początku Pan Bóg formatował moje myślenie. Zachęcał, bym przekroczyła siebie. Swoje dotychczasowe ramy i schematy, przygotowane pytania i odpowiedzi, przemyślane sytuacje. Zabezpieczający porządek chciał przemienić w święty niepokój walki o dusze. Słysząc, że wiara jest działaniem Boga i efektem woli, zrozumiałam, że moim zadaniem jest zapraszanie człowieka do wyboru. „Pierwsze jest pierwsze”- kolejny slogan, pomyślałam w pierwszej chwili. Pan Bóg znalazł jednak szczelinę w mojej woli, by pokazać mi, że te słowa, odkąd prawdziwie się w Nim zakochałam, towarzyszą każdej sekundzie mojego życia. Dzięki Duchowi Świętemu, wciąż jestem wyprowadzana z mentalności niewolnika: żyję, bo muszę; uczę się, bo muszę; idę do kościoła, bo muszę; modlę się, bo muszę; kocham, bo muszę. Myślę, że to właściwość przedwczesnych emerytów, z której Bóg wciąż mnie uwalnia.

Jednym z największych problemów dla mnie, była koncentracja na sobie, na tym jak wypadnę, czy ludzie mnie zrozumieją, czy wyjdę na klauna albo wariatkę. Odpowiedź, którą tam usłyszałam, brzmi we mnie cały czas: ”Tu zupełnie nie chodzi o nas, ale o Jezusa Chrystusa.” Kolejnym grzmotem było usłyszenie: „możemy wyjść z gitarą na ulicę i krzyczeć: Panem jest Jezus! Ale czy Jezus jest Panem, kiedy: zmywasz garnki, siedzisz nad książkami w środku nocy i wydaje ci się, że nic nie umiesz, doświadczasz trudności życiowych i małżeńskich”. Myślę, że każdy z nas miał okazję doświadczyć takich sytuacji. Ja osobiście przypomniałam sobie wtedy każdą z nich i pomyślałam: Panem był i jest Jezus, dlatego je przetrwałam i dalej będę walczyć w ich odważnym podejmowaniu, to znaczy nie ja, tylko Pan.

Przyszedł dzień na napisanie świadectwa. Zobaczyłam, że błędy i słabości, są jak wirus zarażający serce smutkiem. Tak było w moim życiu. Doświadczyłam osobiście, że do uzdrowienia Pan Bóg potrzebuje tylko jednej rzeczy – mojej woli. Choć kamień przygniatający do błota życia, może wydawać się z wierzchu ciepłym gniazdkiem, w środku staje się pustynią, stwarzającą idealne warunki do prac archeologicznych dla szatana. Zauważyłam, że Bóg wciąż powtarza: daj się uzdrowić, nie przychodzę po to, aby cię skrzywdzić. Nie jest to oczywiście jak pstryknięcie palcami. Przypomina mi się tu przypowieść o drzewie figowym. Rozgoryczony właściciel mówi do ogrodnika zajmującego się jego drzewem. ”Już od trzech lat przychodzę szukać owocu na tym drzewie, a nie znajduję. Wytnij je!” A ogrodnik odpowiada: „ Panie pozostaw je jeszcze na rok. Ja okopię je i obłożę nawozem. Może zaowocuje”. Myślę, że ten fragment jest jednym z kluczy ewangelizacji, bo Bóg mówi w nim: daj mi się o Ciebie zatroszczyć, daj mi być ogrodnikiem twojego drzewka figowego. Jednym słowem, to nie my, ale sam Jezus.

Bardzo twórcze wydało mi się ćwiczenie, polegające na próbie pokierowania rozmową w różnych sytuacjach tak, żeby okrasić je obecnością Boga. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że w całej otaczającej mnie rzeczywistości, Bóg stwarza niezwykłe okoliczności do spotkania z Nim innych ludzi. Przez pomysłowe i czasem zabawne stwierdzenia. Jednym z założeń, była rozmowa na temat filmów. Wydawało mi się, że prawie każdy obejrzał kiedyś choć jedną część 007. Pomyślałam, ja też bardzo lubię Bonda, trochę jak Jezus, ciągle w akcji. Podczas tych rekolekcji doświadczyłam prawdziwego trzęsienia ziemi, które odnowiło jej oblicze. Zrozumiałam, że nie muszę pokazywać, jak się gorliwie modlę, klęczeć na kolanach, krzyczeć: Jezus Cię kocha! Spostrzegłam, że człowiek, który doświadcza Miłości, sam staje się jej obrazem we wszystkim co robi.

Żadna zaprawa nie sprawdzi się bez próby wybudowania na niej domu, więc przyszedł czas na wejście do akcji: ewangelizację. Obudziłam się godzinę wcześniej niż zwykle, nie mogłam myśleć, zaczęłam się wręcz źle czuć, naprawdę się bałam. W takich momentach po prostu doświadczam ludzkiej słabości, po to, by zobaczyć, jak wiele ma we mnie do zrobienia łaska i zaczęłam się modlić. Pan Bóg wiedział co zrobić. Choć momentami zerkałam zachowawczo do zaznaczonych wcześniej fragmentów Pisma Świętego, próbowałam układać sobie coś w myślach, Pan wciąż powtarzał: ”Daj się wyrwać z korzeniami, poprowadzę cię”. Spotykałam różnych ludzi, momentami było bardzo trudno, ale wkładałam w to, co chciałam przekazać całą moją autentyczność chrześcijańską. Widok prawie dwumetrowego mężczyzny oddającego swoje życie Jezusowi pod działaniem Ducha Świętego był powalający. To jest moc! Podczas tego szczególnego czasu Duch Święty wypowiadał przeze mnie słowa, których nigdy w życiu bym nie wymyśliła, fragmenty z Pisma Świętego, których myślę nigdy nie słyszałam. Odpowiedzi, których udzielałam, same były dla mnie niezwykłym odkryciem. Doświadczyłam, że dać zamilknąć sobie, to pozwolić Bogu uzdrawiać. Naprawdę tam, gdzie Bóg powołuje, tam i uzdalnia. Myślę, że ewangelizacja wymaga w pewnym momencie powiedzenia Bogu „TAK”, bez żadnych ale. Na szczęście, Pana Boga nie obejmą przewidywalne ramy logiki. O wiele prosi, ale nieskończenie więcej daje: „Węże będą brać do rąk i choćby wypili coś zatrutego nie zaszkodzi im”.

Lampą dla moich stóp, gdziekolwiek Pan mnie pośle zawsze będą słowa: „Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości.”

Marta Zdanowska