Ks. Wojciech Danielski – kapłan diecezji warszawskiej

x DanielskiDrodzy,

zbliża się kolejna czyli już 27. rocznica śmierci ks. Wojciecha Danielskiego, kapłana archidiecezji warszawskiej i drugiego Moderatora Generalnego Ruchu Światło-Życie. Pragnieniem wielu członków Ruchu jest, aby rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. Wojciecha. Jednak aby mogło się to dokonać potrzebna jest, większa, także wśród małżeństw Domowego Kościoła, znajomość cnót tego kapłana, ale i także większe zaangażowanie modlitewne w to dzieło.

Zgodnie z kalendarium widocznym także na stronie internetowej, już 15 grudnia 2012 roku, o godzinie 10.00 możemy uczestniczyć w Eucharystii w intencji ks. Wojciecha.

Dzisiaj, dzięki uprzejmości Redakcji Wieczernika przedstawiamy obszerne fragmenty rozmowy Krzysztofa Jankowiaka z Grażyną Wilczyńską, która współpracowała z ks. Wojciechem i przebywała blisko Jego osoby. Cały wywiad (tytuł – „Boży człowiek”) można przeczytać w ostatnim (189) numerze Wieczernika (http://www.wieczernik.oaza.pl), który w całości poświęcony został postaci ks. Danielskiego. Zachęcamy wszystkich do tej lektury.

Warto także nawiedzić grób ks. Wojciecha Danielskiego na Warszawskich Powązkach. Od kilku już lat można wejść na cmentarz również bramą VI od ul. Ostroroga. Brama ta znajduje się już bardzo blisko grobu ks. Wojciecha (szczegóły w linku ==>>). Pokazana na zdjęciu droga prowadzi od bramy II.

Beata i Jarosław Bernatowicz i ks. Andrzej Pawlak

 

************************************************************************

BOŻY CZŁOWIEK

Był księdzem w każdej chwili, a równocześnie był jak starszy brat, na którego pomoc zawsze można było liczyć, i jak pełen serdecznej troski ojciec.

x Danielski wieczernik189Wieczernik: Kiedy poznałaś ks. Wojciecha Danielskiego?

Grażyna Wilczyńska: W 1976 roku ks. Wojciech prowadził pogodny wieczór wspólny dla oazy studenckiej, w której uczestniczyłam i dla oazy kleryków. Wtedy jeszcze nic więcej o ks. Wojciechu nie wiedziałam. Kim jest, dowiedziałam się w 1979 r. podczas IV Krajowej Kongregacji Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ks. Wojciech pomagał ks. Franciszkowi Blachnickiemu jako sekretarz tego zgromadzenia. Pierwszych kilka zdań zamieniłam z ks. Wojciechem Danielskim w czasie Centralnej Oazy Matki w czerwcu 1979 r., kiedy to Ksiądz podszedł do mnie i zapytał, gdzie wyczytałam to, czym dzieliłam się podczas Godziny Słowa Bożego.

Częstsze spotkania i rozmowy z ks. Wojciechem zaczęły się dla mnie w 1982 r.

W.: Wtedy ks. Wojciech Danielski został moderatorem krajowym Ruchu. Chciałbym jednak najpierw cofnąć się do czasów wcześniejszych – czy był bliskim współpracownikiem ks. Blachnickiego? Jak wyglądały ich wzajemne kontakty i relacje?

G.W.: Przypuszczam, że ks. Wojciech Danielski spotkał się z ks. Franciszkiem Blachnickim, kiedy wrócił na KUL w 1964 r.
Przeglądając już po śmierci ks. Wojciecha Jego spuściznę, natrafiłam na Jego notatki ze spotkań w gronie księży z 1968 r. Spotkania prowadził ks. Franciszek Blachnicki, proponował kilku księżom życie we wspólnocie kapłańskiej. Gromadzenie kapłanów we wspólnoty było też gorącym pragnieniem ks. Wojciecha. Dla obu księży ważne było wszystko, co niósł Sobór Watykański II. (…)

Ks. Wojciecha widzę przy Ojcu, jakby w cieniu Ojca, zawsze gotowego do pomocy, czy to w pracach redakcyjnych, organizacyjnych, czy w formacji kapłanów, czy w posłudze w oazach.

Księża zwracali się do siebie po imieniu: Franciszku, Wojciechu (nie słyszałam nigdy zdrobniałej formy imienia). Darzyli się wielkim szacunkiem i wzajemnym zaufaniem. O stosunku ks. Franciszka Blachnickiego do ks. Wojciecha Danielskiego świadczą najlepiej pierwsze słowa telegramu przysłanego przez Ojca na pogrzeb ks. Wojciecha: „Wojciechu, Bracie drogi i Sługo wierny”. Ks. Wojciech pisząc do Ojca, zwracał się słowami: „Franciszku, Bracie drogi.”

W.: Jak ks. Wojciech traktował posługę moderatora krajowego?

G.W.: Z ogromną odpowiedzialnością, pieczołowitością, troską. Z pewnością nie było to dla niego łatwe. Pociągała Go modlitwa, kontemplacja. Pragnął znaleźć się we wspólnocie benedyktynów w Tyńcu, był ich oblatem. Miał już nawet wybrane imię zakonne. Podejmując tę posługę, ks. Wojciech zdawał sobie sprawę z tego, że będzie ją wypełniał kosztem innych dotychczasowych obowiązków, zwłaszcza pracy naukowej. (…)

Lata, w których ks. Wojciech był moderatorem całego Ruchu Światło-Życie, były bardzo trudne ze względu na stan wojenny, na różne uprzedzenia i niechęci do Ruchu, na skomplikowane sprawy materialne. To wszystko ks. Wojciech przyjął na siebie i cierpliwie, wytrwale, z wielką pokorą wyjaśniał, prostował, załatwiał w urzędach. Szukał rady u różnych mądrych ludzi Kościoła, aby dzieło Boże, jakim jest Ruch Światło-Życie mogło się rozwijać, aby nie doznało uszczerbku.

W.: Jak wyglądała współpraca moderatora krajowego w Polsce z Założycielem Ruchu przebywającym za granicą? Czy ks. Wojciech był samodzielnym moderatorem?

G.W.: Ks. Wojciech chciał być wierny charyzmatowi Ruchu. Przychodziło Mu podejmować niełatwe decyzje. Na tyle, na ile to było możliwe, pozostawał w kontakcie z ks. Franciszkiem Blachnickim. Radą mogli służyć z pewnością księża z Krajowego Kolegium Moderatorów, jak i odpowiedzialna Wspólnoty Niepokalanej Matki Kościoła. Zdarzało się, że i nas zapytał: a jak to było za Ojca? Uważnie słuchał, ale sam podejmował decyzję. Gdy czasem, w jakiejś trudnej sprawie radziłam się Ojca, to Ojciec za każdym razem odsyłał mnie do ks. Wojciecha. Miał do Niego pełne zaufanie.

Ks. Wojciech natomiast polecał nagrywać i spisywać z taśm magnetofonowych swoje nauczanie: w homiliach, referatach, w różnych wystąpieniach podczas ogólnopolskich spotkań Ruchu czy zjazdów duszpasterzy służby liturgicznej. Chciał je przesyłać, gdy tylko było to możliwe, ks. Franciszkowi Blachnickiemu, aby Ojciec wiedział, jak prowadzi „Jego” dzieła.

Ojciec z Obczyzny na różne wydarzenia przysyłał listy (zebrane w książce „Charyzmat i wierność”), które stawały się inspiracją dla uczestników Ruchu Światło-Życie i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.

Ks. Wojciech, uczestnicząc w tym samym charyzmacie Światło-Życie, mógł więc prowadzić Ruch samodzielnie. (…)

W.: Ruch to rozmaite grupy wiekowo-stanowe – młodzież, rodziny, dorośli, kapłani, osoby konsekrowane. Czy mogłabyś powiedzieć, jak wyglądały kontakty ks. Wojciecha, spotkania z każdą z tych grup, czy z którąś pracował bardziej, czy któraś była mu bliższa?

G.W.: Ks. Wojciech zawsze był cały dla tej osoby, czy grupy, z którą się właśnie spotykał, w Ruchu czy poza Ruchem Światło-Życie. Szczególną miłością darzył braci kapłanów, oni byli Mu najbliżsi. (…)

Chętnie odwiedzał rodziny, lubił wśród nich przebywać. Kiedy był moderatorem oazy wielkiej, starał się podczas turnusu odwiedzić każdą z oaz średnich. W razie jakichś trudności można było udać się do ks. Wojciecha po pomoc.

Interesował się każdym człowiekiem, potrafił dla niego znaleźć czas. Pytany o radę, udzielał jej z wielką powściągliwością: np. „Wiesz, mnie w podobnej sytuacji pomogło to i to, może i tobie – spróbuj”. Odwoływał się przy tym do słów Pisma świętego. Pamiętał człowieka i sprawę. Przy następnym spotkaniu pytał, czy problem się rozwiązał. Uczył nas: „Nie las, moi drodzy, są drzewa poszczególne”.

Nie bał się wchodzić w trudne sprawy; miał dar do ludzi, którym życie się poplątało. Wiedział, że gdy Pan Bóg Go jakoś szczególnie doświadcza, to będzie musiał się zmierzyć z czymś bardzo trudnym. W dniach stanu wojennego nauczył nas prostego rymowanego egzorcyzmu, abyśmy nie były bezradne wobec dotykającego nas zła.

W.: Jak ks. Wojciech widział posłannictwo, zadania Ruchu? Co było dla niego najważniejsze?

G.W.: Myślę, że wybrane przez ks. Wojciecha hasła roku: Nowy Człowiek, Nowa Wspólnota, Nowa Kultura, dobrze określają to, o co pytasz: posłannictwo i zadania Ruchu Światło-Życie. Dla ks. Wojciecha bardzo ważne było formowanie elit chrześcijańskich wokół liturgii i przez liturgię. (…)

Bardzo też zabiegał ks. Wojciech o to, aby księża Biskupi otoczyli opieką Ruch Światło-Życie. Zwracał uwagę na to, by odróżniać oazy Ruchu Światło-Życie od rozmaitych form wypoczynku młodzieży, której towarzyszy ksiądz, nazywanych wtedy potocznie również oazami, by umieć wytłumaczyć w razie potrzeby.

Ks. Wojciech troszczył się też o wspólnotę diakonii stałej Ruchu i sprawy materialne ośrodków. Przede wszystkim zaś bardzo dbał o liturgię w czasie ogólnopolskich spotkań Ruchu, o jej piękno i poprawność. Sam głosił homilie podczas jutrzni, Eucharystii, nieszporów i innych nabożeństw. Nie pozwalał, aby ktokolwiek z diakonii wykonywał inne prace, gdy właśnie sprawowano liturgię. Do Namiotu Światła, gdzie zwykle gromadziliśmy się na liturgię, nie można było wejść za celebransem. Ruchem ręki zagarniał nas przed siebie i mówił: „Za celebransem tylko Królowa Angielska”. (…)

W.: Jakim człowiekiem był ks. Wojciech w codziennych relacjach?

G.W.: Trochę już powiedziałam. Chcę powiedzieć, że przede wszystkim był księdzem w każdej chwili, a równocześnie był jak starszy brat, na którego pomoc zawsze można było liczyć, i jak pełen serdecznej troski ojciec. To było niezwykłe: ks. Wojciech zachowywał dystans, wynikający ze święceń i z całą życzliwością i zaangażowaniem stawał „przy”. W codziennym życiu było to jednak bardzo proste, wręcz oczywiste. Myślę, że sprawiały to szczerość, otwarcie na drugiego człowieka, delikatność, takt, rycerskość Księdza.

Ks. Wojciech wnosił pokój i radość. Zauważał i doceniał trud zwyczajnych codziennych czynności. Cieszył Go ładny ogródek przy domu i misternie udekorowany placek. Od razu zgadywał, kto go upiekł. Ksiądz chętnie opowiadał o spotkanych ludziach, mówił zawsze tylko dobrze, niektóre osoby zabawnie naśladował. Opowiadał o mijanych miejscach, o ich historii o zabytkach, a także o tym, co się w nich wydarzyło w ostatni czasie. Mówił też o swojej pracy. (…)

W.: Czy było coś charakterystycznego w przeżywaniu wiary przez ks. Wojciecha?

G.W.: (…) Wiarę ks. Wojciecha cechowała prostota, ufność, szczerość, wdzięczność, wielka wrażliwość na słowo Boże, na znaki Boże w zwyczajnych okolicznościach życia. Radość z bogactwa wiary Kościoła oraz świadomość niezwykłego obdarowania. Ks. Wojciech czuł się umiłowanym uczniem Chrystusa Pana. Wypowiadał to w modlitwie, wyrażał klęcząc bliziutko Najświętszego Sakramentu. Któregoś wieczoru przed Eucharystią w kaplicy na Pardałówce w Zakopanem ks. Wojciech już w szatach liturgicznych usiadł za ołtarzem blisko tabernakulum i skłonił głowę jego kierunku, tak jakby chciał ją oprzeć jak Jan na piersi Jezusa. Św. Jan był jego umiłowanym świętym, patronem trwania w powołaniu. W Świętych miał ks. Wojciech swoich przyjaciół, zachęcał do zaprzyjaźnienia się Nimi, byśmy wiedzieli, w czym są nam patronami. (…)

W.: Wiem, że osoba ks. Wojciecha jest Ci bliska. Dlaczego? Co szczególnie Cię w niej pociąga?

G.W.: Tak. Jestem Księdzu przede wszystkim bardzo wdzięczna. Ksiądz Wojciech pomógł mi w trudnych i ważnych chwilach życia. Był i jest dla mnie autorytetem w sprawach wiary, kultury. Był moim spowiednikiem. Chociaż był profesorem KUL-u i moim przełożonym jako Moderator Krajowy Ruchu Światło-Życie to traktował mnie w pracach wydawniczych jak partnera. To bardzo zobowiązywało. Bliskie mi było zamiłowanie ks. Wojciecha do języka polskiego, do jego historii, taka pozytywistyczna postawa budowania od podstaw, miłość do Ojczyzny, do rodzinnego domu, do Rodziców i do Rodzeństwa; postawa gospodarza, gdziekolwiek się znalazł. Ks. Wojciech potrafił wczuwać się w drugiego człowieka, umiał dostrzec troskę i cieszyć się każdym osiągnięciem. Otoczył też swoją życzliwością moje rodzeństwo. Jestem przekonana, że modlitwie księdza Wojciecha, już w domu Ojca, mój siostrzeniec zawdzięcza szczęśliwy przebieg bardzo trudnej operacji i dalszy pomyślny swój rozwój. To też „pobudza do wdzięczności niesłychanej” – żeby zacytować księdza Wojciecha.

Co mnie pociąga? – To nie najlepsze słowo. Powiem raczej, co w postaci ks. Wojciecha podziwiam, co mnie zdumiewa i inspiruje.
Otóż żywa wiara, pokora, pietyzm w służbie Bożej, wierność Bogu i ludziom, codzienne oddawanie siebie „żeby z tego było życie drugich”, prostota a zarazem duchowe szlachectwo, przejrzystość w kontaktach z ludźmi, wrażliwość na ich potrzeby duchowe i te przyziemne, zachwyt nad pięknem świata, głęboki patriotyzm, bogactwo talentów. (…)

W.: Są podejmowane starania o podjęcie procesu beatyfikacyjnego ks. Wojciecha? Czy uważasz, że powinno się taki proces podjąć? Dlaczego?

G.W.: Tak! Dlatego, że był to naprawdę Boży człowiek, święty kapłan, przewodnik duchowy dla wielu. Ktoś, kto potrafił z wielką pokorą być sługą innych, kto chciał być dla nich „świadomie i mądrze znakiem Bożej obecności i Bożej miłości pragnącej ich wyzwolenia”. To był kapłan dobry i mądry Bożą mądrością.

Przekonanie, że odszedł Święty ujawniło się już w dniu pogrzebu ks. Wojciecha. Przewija się też we wspomnieniach wielu ludzi. Niektóre osoby już wtedy wprost wyrażały nadzieję, że Ruch Światło-Życie podejmie starania, aby ks. Wojciech został wyniesiony do chwały ołtarzy. Takie jest też moje najgłębsze przekonanie. Przecież ks. Wojciech na wzór swojego Jedynego Mistrza przeszedł przez ziemię dobrze czyniąc i błogosławiąc ludzi.

 

Grażyna Wilczyńska od lat siedemdziesiątych należy do Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła. Przez wiele lat była odpowiedzialna za redagowanie materiałów formacyjnych i innych wydawnictw Ruchu Światło-Życie, następnie współorganizowała Archiwum Główne Ruchu Światło-Życie. W latach 2003-2006 należała do Centralnej Diakonii Jedności Ruchu Światło-Życie. (…)

 

rozmawiał Krzysztof Jankowiak