OR I Ciężkowice, 30.06-16.07.2012 – świadectwo Renaty Romanowskiej

Mówią, że dobre świadectwo powinno być skonstruowane wg zasady „RKS – Radosne, Krótkie i Skoncentrowane na Bogu”.

Z tym pierwszym ‘R’ mogę mieć kłopot, bo… przyjechałam na rekolekcje z… ciężkim bagażem wielkiego smutku. Smutku, którego genezę dobrze znam, który towarzyszy mi od wielu, wielu lat, a który wyhodowałam sobie na wszelkich kompleksach, ułomnościach i lękach wybujałych szczególnie przez kilkanaście lat małżeństwa.
Smutek i niekończące babranie się we własnych grzechach i zranionych uczuciach przysłoniły mi z czasem Jezusa, który przecież (wbrew temu, co czasem mi się zdawało) był zawsze blisko mnie – nawet w tej mojej „ciemnej dolinie”. Zza walizy samoudręczenia przestałam Go widzieć, nie byłam w stanie docenić cudów, które wciąż się wokół mnie wydarzają – także w moim małżeństwie! Wiem przecież, że nie przypadkiem trafiliśmy do Domowego Kościoła – z niedowierzaniem i nieśmiałym zachwytem obserwuję powolny proces przemiany mojego męża… kiedy już sądziłam, że w naszym „baaardzo starym małżeństwie” nic więcej się nie wydarzy… Chwała Panu!

Sądząc po ilości zużywanych chusteczek, oczekiwane po cichu „uzdrowienie” nie nastąpiło, ale wierzę, że kiedyś nadejdzie – cierpliwości!  Ale mogłam doświadczyć innych codziennych „cudów” u innych, a i u siebie! Cudem był dla mnie już sam wspólny z mężem, przyjazd na rekolekcje, cudem są świadectwa życia wszystkich „współkręgowiczów” i animatorów, cudem oddziaływanie (głoszonych z taką mocą!) słów ks. Sławka Wojciechowskiego o Bogu prawdziwym i żywym, a nie
Jego karykaturze!

Jednym z moich osobistych „fajerwerków” był dzień po odnowieniu sakramentu Chrztu. Większości uczestników doskwierało zmęczenie psychiczne i fizyczne (wzmożone tygodniem upałów!). Tymczasem ja… czułam się jak nowonarodzona! Autentycznie poczułam siłę mojego imienia – wszak jestem Re-nata (z łac. ‘odrodzona’) – teraz „odrodzona” z wody i z Ducha!!! Ducha, który niegdyś przemówił do mnie niezmiernie konkretnie. 23 lata temu, po długiej podróży z oazy młodzieżowej, nie zastawszy o świcie nikogo z domowników, otworzyłam Pismo i… przeczytałam zdanie: „A teraz czyńcie to, coście usłyszeli.” Amen. Ładna puenta na zakończenie rekolekcji, prawda?

Bóg wie, że zwraca się do filologa 😉 i tym razem także postarał się o piękną „klamrę kompozycyjną”.  W dniu przeżywania Zesłania Ducha Świętego podczas namiotu spotkania zatrzymałam się na takim fragmencie z Listu do Filipian:

„Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie. (…) Czyńcie to, czego się nauczyliście, co przejęliście, co usłyszeliście i co zobaczyliście u mnie, a Bóg pokoju będzie z wami.”  Flp 1,4-7.9

W ten oto (namacalny wręcz!) sposób Duch Święty znów udzielił mi „instrukcji” na dalszą drogę. Zaakcentowane słowa odebrałam szczególnie osobiście, choć tekst ten może być wskazówką dla każdego spośród tu siedzących. Chwała Panu!

Za wszystko, co przygotował dla nas w Ciężkowicach „nie umiem dziękować Ci, Panie, bo małe są moje słowa. Zechciej przyjąć moje milczenie i naucz mnie życiem dziękować.”

Renata Romanowska