OM we Włochach

W dniach 27 – 29 marca uczestniczyłam w Oazie Modlitwy dla animatorów we Włochach.

Wspaniały czas.

Przede wszystkim od samego początku byliśmy razem. Tak po prostu. Bez żadnych haseł, przemówień, przekonywania się o czymkolwiek podejmowaliśmy proste posługi, współtworzyliśmy to wydarzenie, jakim było nasze spotkanie się. Cieszyłam się tym, jak bardzo każdy z nas jest obdarowany i jak przez to możemy, jeśli chcemy, ubogacać się nawzajem. A chcieliśmy.

Staraliśmy się lepiej zrozumieć czym jest życie we wspólnocie i jak pokonywać różne trudności, które są z tym związane. Wzywaliśmy Ducha świętego, a On przychodził i naprawdę działał wśród nas.

Dużo się modliliśmy. Czytaliśmy Słowo Boże i wsłuchiwaliśmy się w nie na modlitwie osobistej i wspólnotowej.

A Pan Bóg wskazywał nam na Siebie. Wyrażam się w liczbie mnogiej, bo widziałam, że wielu z nas przeżywa to w podobny sposób i to też jest darem.

Mogę jednak napisać od siebie, że dla mnie najważniejszym było przeżywanie prawdy, że jedyne, o co mam zabiegać, to moja relacja z Panem Bogiem, jak najpełniejsze oddawanie Mu siebie do dyspozycji. Miałam wyobrażenie o wspólnocie, jako miejscu, do którego mogłabym przyjść i znaleźć życie – gotowe do wzięcia;). Wydawało mi się, że potrzebuję ludzi, na których mogłabym się oprzeć i z którymi mogłabym zbudować jakiś stabilny organizm skoncentrowany wokół Pana Boga. On jednak pokazywał mi, że wspólnota jest po prostu tam, gdzie są ludzie, którzy chcą żyć dla Niego, którzy w związku z tym podejmują różne praktyki proponowane przez Kościół, a także… zakasują rękawy i rozmnażają talenty;). I tyle… A więc moja wspólnota jest albo może być tam, gdzie ja zechcę ją tworzyć, tam, gdzie są ludzie, z którymi mogę się modlić, świadczyć, których mogę kochać, a także znosić, podtrzymywać, budować…. I nie ma być taka, jaką ją sobie wymyśliłam. Co więcej, ja nie muszę o tą wspólnotę jako taką zabiegać, „organizować sobie jej”, bo po prostu ją mam. Znów się zdziwiłam (zdarza mi się takie zdziwienie od czasu do czasu;) i bardzo jest piękne, bo prowadzi do zachwytu Panem Bogiem i Jego Dobrocią wobec mnie) jak bardzo jestem obdarowana, jak wiele już dostałam i dostaję przez życie wspólnotowe (jakkolwiek by tę wspólnotę rozumieć, bo można powiedzieć nawet, że jest ich kilka). Wierzę też, że nie muszę martwić się o przyszłość także w kontekście życia we wspólnocie – czy np. będę taką miała. Skoro Pan Bóg do tej pory tak bardzo troszczył się o mnie, to bezpodstawnym jest niepokój o przyszłość.

A wracając do samego OM – u. Piękne było to, że choć wcale o tym nie mówiliśmy, nawet chyba nie zabiegaliśmy,  bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Szukaliśmy Pana Boga, a On dawał nam pokój, radość, miłość i w efekcie niesamowitą jedność. (Prosto brzmi na piśmie, a w rzeczywistości jest wspaniałym doświadczeniem)

Uwielbiam Pana w każdym człowieku, którego mogę spotykać ze względu na Niego, który chce żyć dla Niego, i z którym razem mogę stawać przed Jego Obliczem. 

Ania