Dni jak trawa. Dzień z życia kleryka

Doba za krótka

Dochodzi 6.00 – czas wstawać. W seminarium zaczyna się ruch na korytarzach. Za pół godziny rozpocznie się praeparatio ad Missam (przygotowanie do Mszy św.). Można odmówić jutrznię albo medytować Ewangelię. O 7.00 gromadzimy się na wspólnotowej Eucharystii w Kościele Seminaryjnym. Klerycy i przełożeni. Potem śniadanie i zaczynamy wykłady – 5 lub 6 godzin. Mniej lub bardziej ciekawe, z filozofii i teologii – ale zawsze zbliżające do Prawdy, a więc samego Boga.


Studia to wędrówka od historii filozofii, metafizyki i teorii poznania, poprzez poznanie historii Kościoła, Pisma Świętego i liturgii, aż po traktaty z dogmatyki, teologii moralnej i fundamentalnej. Nie brakuje także ćwiczeń: z homiletyki, katechetyki, języków nowożytnych i egzegezy biblijnej. Trzeba też zakuć łacinę, grekę i hebrajski, które choćby w minimalnym stopniu każdy ksiądz powinien znać.

Przed obiadem spotykamy się w kaplicy na wspólnej Modlitwie w ciągu dnia w ciągu dnia lub modlitwie Anioł Pański. Po posiłku jest czas na rekreację lub pracę – sprzątanie korytarzy i sal wykładowych, grabienie liści w ogrodzie, dbanie o porządek w refektarzu.

W wolnej chwili można pograć w piłkę  na boisku w ogrodzie, iść na siłownię lub wyjść na spacer poza seminarium – koniecznie w sutannie i z socjuszem, tzn. z drugim klerykiem. Po co tak? Jezus wysyłał swoich uczniów na ewangelizację po dwóch.

Później jest czas studium – indywidualną  naukę. Czytamy zadane lektury, piszemy prace (np. homilie czy też pracę magisterską), przygotowujemy się do zaliczeń lub poszerzamy zainteresowania naukowe.

Później jest czas na nieszpory i kolację. O 21 rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu. To czas modlitwy w tym domu. Od tej pory, aż do śniadania następnego dnia, obowiązuje święte milczenie – silentium. Czas ciszy, w której rozmawiamy z Bogiem. Staramy się już nie odwiedzać kolegów, nie korzystamy z komórek i Internetu, nie słuchamy muzyki. To potrzebny czas – pierwszy front walki każdego wojownika Boga.

Sprawy extra

W seminarium uczymy się duszpasterstwa. Wtorkowe popołudnia spędzamy na praktykach – w świetlicach, domach pomocy społecznej lub hospicjum Caritas. To czas na spotkanie z ludźmi – wspólną modlitwę lub spokojne pogadanie o życiu. Poznajemy w ten sposób ludzi i miejsca, o których często nikt nie pamięta.

Raz w tygodniu klerycy piątego i szóstego roku prowadzą lekcję religii w szkołach. Na różnych poziomach nauki, różne dzieci, jak zawsze nieprzeciętną młodzież. To konkretne wyzwanie, aby poszerzane na wykładach prawdy wiary przedstawić współczesnym młodym w strawnej formie. Jest ciekawie!

W każdy czwartek o 18:30 celebrujemy Mszę  św. w języku łacińskim. To nie jest powrót do Trydentu. Msza św. jest posoborowa, tyle tylko, że po łacinie. Dodatkowym walorem estetycznym jest  śpiew gregoriański, jaki wykonują bracia klerycy.

Piątek jest dniem ascetycznym. Staramy się  tego dnia pościć, pamiętając o Męce Chrystusa. Odprawiamy drogę  krzyżową i koronkę do Bożego Miłosierdzia. Każdy rocznik ma też konferencję duchową ze swoim ojcem duchownym.

Sobota jest dniem kursowym. Modlimy się w gronie swoich kolegów rocznikowych – jest czas, aby pobyć w swoim gronie. Cały tydzień jest czasem zabiegania, wykładów i różnych aktywności. Tego dnia jest więc czas, żeby spokojnie wypić z nimi kawę, nieraz obejrzeć fajny film lub pogadać.

Po południu troszczymy się o kondycję  fizyczną – siłownia, basen, hala sportowa, jazda konna, ścianka wspinaczkowa… W zdrowym ciele, zdrowy duch. Myślę,  że nie trzeba przekonywać.

Niedziela – dzień święty. Rano uroczysta jutrznia. Akolici posługują w parafiach lub udzielają Komunii św. chorym w szpitalu. Popołudniu nieszpory niedzielne w Kościele Seminaryjnym, otwarte dla wszystkich wiernych. O 21.00 chwila adoracji i kompleta – modlitwa na zakończenie dnia, pod przewodnictwem rektora.

Dzień, jak co dzień?

Każdy dzień w seminarium ma z góry ustalony rytm. Raczej napięty. Uczy to niełatwej sztuki planowania czasu. Nie od razu da się przyzwyczaić do życia w innym rytmie. Są  takie dni, że  po porannym wyjściu na modlitwę, do pokoju wraca się dopiero wieczorem, dosłownie padając na twarz. Pozostaje wtedy uczucie, że dzień, choć ciężki, został maksymalnie wykorzystany. Dni kleryka są jak trawa, co rośnie (por. Ps. 90) – rankiem ochoczo kwitnie, zaś wieczorem usycha, mimo wszystko zadowolona z dobrze przeżytego dnia.

kl. Kamil Falkowski

kamfal7.blogspot.com

blog Kamila Falkowskiego