Warto zawalczyć

Benek: Pochodzimy z tej samej parafii, wychowaliśmy się w tej samej wielostanowej wspólnocie Ruchu Światło-Życie.

Ania: W czasie największego rozwoju należało do niej chyba 150 osób. Duża wspólnota, a jednak były w niej bardzo silne relacje. Znaliśmy się, robiliśmy wiele rzeczy razem, przyglądaliśmy się swojemu życiu. Doświadczyliśmy, jako młodzi ludzie, współpracy z dorosłymi, z małżeństwami z Domowego Kościoła, z młodszymi od nas. Było dla nas odkrywcze, że tak można.

Ania i Benek Banaszakowie są szczęśliwym małżeństwem od 24 lat, a także rodzicami: Asi (21 l.), Hani (19l.), Krzysia (18l.), Oli (15l.) i Małgosi (10l). W Ruchu Światło-Życie uczestniczą od początku swoich lat studenckich (A. 29, B. 30l.) Przeżyli najpierw formację podstawową młodzieżową, a zaraz po ślubie – małżeńską.

Pierwsza miłość

Benek: To doświadczenie wspólnoty, w której przenikały się nawzajem spontaniczność młodzieży i odpowiedzialność rodzin, bardzo nas pociągało. Nawet specjalnie nie rozmawialiśmy, ale wydawało się oczywiste, że po ślubie wejdziemy do Domowego Kościoła.

Wiola: Na czym polegała ta współpraca?

Ania: Wspólne były takie typowo parafialne akcje typu budowanie ołtarza na Boże Ciało czy nabożeństwa parafialne, które przygotowywaliśmy z przedstawicielami innych stanów. Osobne były oczywiście małe grupy. Były też wspólne wyjazdy na oazy modlitwy czy rekolekcje, takie bardziej o charakterze diakonijnym.

Benek: Cotygodniowe spotkania modlitewne były wprawdzie nieobowiązkowe, ale na tyle żywe i pociągające, że wszyscy się na nich gromadzili. Otrzymywaliśmy mocne sygnały ze strony dorosłych, wpływające na całą wspólnotę. Mówiono nam, że fajnie, że jesteśmy, że cieszy ich radość i spontaniczność młodzieży, młodzieńcza werwa, że jesteśmy im potrzebni. Dorośli widzieli rodzące się relacje damsko-męskie, i potrafili się nimi cieszyć. Tym, że pary oazowe się rozwijają, że mówią o Panu Bogu.

Ania: To było dla nich takie „nadziejne” na przyszłość.

Benek: Ruch wychował nas do małżeństwa, pomógł nam przeżyć narzeczeństwo w czystości, przemyśleć hierarchię wartości, cele życiowe. Nie widzieliśmy innej możliwości, jak tylko w nim pozostać.

Ania: Każde z nas, najpierw na własną rękę, odkryło przeżywanie osobistej relacji z Panem Bogiem. Chcieliśmy dalej się rozwijać, wzrastać duchowo. Widzieliśmy, że Ruch to jest propozycja na całe życie, że nie jest to młodzieńcza przygoda. Pierwsza wspólnota była dla nas żywym przykładem współpracy, zatroskania starszych o młodych, pomocy, kiedy było to potrzebne. Ile takich samodzielnych inicjatyw wyszło ze strony rodzin czy dorosłych przy okazji naszego ślubu – chcieli nas czymś obdarować, bo urządzaliśmy przyjęcie ślubne. To było fundamentalne doświadczenie. Teraz przyszedł czas na nas.

Benek: Wydaje się nam, że Domowy Kościół jest w dużej mierze odpowiedzialny za formację młodych, że od tego nie ucieknie, nawet, gdyby bardzo chciał. Wcześniej czy później życie to pokaże, właściwie już pokazuje.

Ania: We wspólnocie powinno być tak jak w rodzinie. Powinno nas interesować, jak funkcjonują dzieci, młodzież. Odpowiedzialność rodzin powinna się przejawiać w różnych obszarach: w zwykłym kontakcie, w modlitwie, w pomocy przy powstawaniu i funkcjonowaniu wspólnot, w świadectwie, w zwyczajnej służbie, wsparciu moderatorów w posłudze na rekolekcjach. To jest zadanie do podjęcia, możliwe do realizacji przez rodziny.

Wiola: Dlaczego to takie ważne?

Ania: Niejednokrotnie usłyszeliśmy od młodych ludzi, że cieszą się, że byli na rekolekcjach z rodzinami, bo odkryli, że może dla nich rodzina to też jest droga powołania. Mają takie trudne doświadczenia z domu, że do tej pory nie brali tego pod uwagę. Dla mnie to był wstrząs. To brzmi szokująco. Takie opinie wypowiadane przez różne osoby na przestrzeni lat przekonują nas skutecznie do tego, że jesteśmy im to winni. To nie jest wielka łaska.

Benek: Tak mówił Ojciec. To przecież nie jest żadną tajemnicą, że jego zdaniem Ruch Światło-Życie miał się opierać na rodzinach, nie tylko w wymiarze materialnym, ale i w objęciu swoją troską młodzieży. Wiemy, że różnie to wygląda w różnych diecezjach. Mamy świadomość, że skutki wyrywania Domowego Kościoła z serca Ruchu ciągle jeszcze w jakimś stopniu są widoczne w niektórych miejscach, ale wydaje się, że to musi nieuchronnie minąć. Domowy Kościół musi przejąć odpowiedzialność za Ruch: w sensie organizacyjnym, materialnym. Dzieci rodziców, którzy są w Domowym Kościele, w sposób naturalny mogłyby być wprowadzane w formację Ruchu Światło-Życie. To się czasami wydaje być zadaniem ponad miarę, ale przede wszystkim chodzi o to, aby dzieci odnalazły swoje miejsce gdzieś we wspólnocie żywego Kościoła. Od tego w naszym odczuciu Domowy Kościół nie ucieknie.

Wiola: To doskonała okazja do pokazywania wartości duchowości małżeńskiej innym członkom Ruchu. To też jest jakaś misja do spełnienia.

Benek: Tak. Często rodziny nie pokazują tego, a szkoda.

Krzysiek: Rozmawiałem kiedyś z przyjaciółką o trudnościach w przeżywaniu wspólnych wydarzeń z Domowym Kościołem, i co można robić, by zmniejszyć dystans pokoleniowy. Odpowiedziała mi, że bardzo zwyczajne rzeczy: wspólne ognisko, pantomima, spotkanie, jakaś ewangeliczna rewizja życia na temat miłości w rodzinie, albo wspólne przygotowywanie modlitwy czy Dnia Wspólnoty. Aby podczas każdego wspólnego spotkania były momenty, które mogą dotknąć i dorosłych, i młodzież. Żeby nie było tak, że dorośli przygotują coś „nudnego”, niezrozumiałego dla młodzieży, trudnego do przyjęcia dla niej ze względu na wiek, na dojrzałość, i na odwrót, żeby nie było tylko super spontanicznie, a dorośli nie wiedzą, o co chodzi.

Ania: Próbkę takiej pracy mamy na Dniach Wspólnoty, bo jednak pielęgnujemy to, żeby się razem spotykać. Bardzo często do podobnych zadań angażujemy przedstawicieli różnych grup, zwłaszcza w przypadku świadectw. Żeby była równowaga, żeby każdy mógł usłyszeć coś dla siebie. Spotykamy się w wymieszanym grupach. Uczymy się siebie nawzajem. Niektórzy rodzice wspominali, że dobrze było spojrzeć na rzeczywistość duchową oczyma młodego człowieka, bo oni mają dzieci w takim wieku. To jest bogactwo, które możemy sobie nawzajem dać. Im mniej formalne są spotkania, tym większa szansa, żeby dzielić się tym, co jest dla nas ważne.

fragment rozmowy, która ukazała się w 105. numerze Oazy

z Anią i Benkiem rozmawiała Wiola Szepietowska

za: oaza.pl